Pierwszy raz w grudniu....;)
Sobota, 5 grudnia 2009 | dodano:06.12.2009Kategoria 0.00 - 49.99 km, Landryna, samotnie
Głośniki proszę na maxa naprawdę warto.... Tym razem wokalista ma odpowiedni pazur w głosie hihi;)
Będąc w domu postanowiłam odświeżyć znajomość z starym, poczciwym góralem – w końcu to moja pierwsza miłość. A jak przysłowie mówi: stara miłość nie rdzewieje. Różnie go nazywam: Żółta Landrynka, Żółty Przecinak. Jest to mój pierwszy rower, na który odkładałam dłuższy czas z kieszonkowych odmawiając sobie innych przyjemności…. czekolady i lizaków hi hi. Ale później co za radość. Zobaczyłam go w sklepie na wystawie i wiedziałam, że muszę go mieć, typowy przykład miłości od pierwszego wejrzenia. Te rogi, kolor, geometria ramy ….;) i tak jesteśmy już razem od ’97 i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
A po dzisiejszym dniu przybyło mu jeszcze jedno określenie: Żółty Czołg. Wcześniej jakoś nie zauważałam jego wagi - nie przeszkadzała mi ona. Jazda na Landrynie sprawiała mi zawsze przyjemność, a te 20kg w niczym mi nie przeszkadzało - o zgrozo, co za zaślepienie;)
Jednak po miesiącu ,,śmigania" na ostrym dzisiejsze spotkanie z Landryną było wręcz komiczne.
Pierwsza myśl: jeny jaki ten rower duży, a opony wielgaśne!! (2" robią swoje) Ale to jeszcze nic. Przyzwyczajona do wagi Kugu, przy podnoszeniu w taki sam sposób chciałam podejść do Landryny. Jednym paluszkiem nie dało sie.... kurde z czego on jest - z ołowiu.....:D Jak ja mogłam wcześniej tego nie widzieć:)
W końcu wyprowadziłam go na zewnątrz.
Musiałam jeszcze tylko podpompować koła. Przy pracy towarzyszył mi Bonifacy i pilnował czy dobrze mi idzie:D
Planu trasy jako takiego nie miałam ułożonego, chciałam na spokojnie przejechać się po okolicy i rozprostować kości. Z Gda nawet nie wzięłam ubrań na rower, tym bardziej była to przejażdżka ,,niedzielna” spokojnym tempem. Aparat schowałam do torby i mogłam ruszać;)
Głównym celem wyprawy było zobaczenie jak idą prace nad obwodnicą Słupska – skrzywienie zawodowe, nawet w weekend nie robię sobie odpoczynku od spraw branżowych – ale co ja poradzę, że to mnie kręci… hi hi;)
W oddali majaczy walec. Do tego aby droga była równa jak stół, drogowcy jeszcze trochę będą musieli nad nią popracować.
A to już Landryna na tle mostu – rok temu było widać jeszcze gołe zbrojenie, jak znajdę zdjęcie to zamieszczę dla porównania.
Kolejne widoki z placu budowy……..
Szara, bura droga krajowa nr 6;D
Landryna gdzieś na trasie;D
Niedaleko znajduje się stadnina, nie mogłam tam nie zajechać. Miałam to szczęście, że po wybiegach chodziło trochę koni, ale tylko jeden okazał się na tyle śmiały aby podejść bliżej. Zasłużył sobie tym na zdjęcie. Fakt, że wtulał uszy, czyli jednak coś mu nie odpowiadało…..
Pojechałam dalej przez wioski. Niestety brak zdjęć…. Akumulatorki padły z wrażenia, takie piękne widoki się roztaczały… Później szybki powrót aby zdążyć jeszcze zrobić dla taty obiad.
A teraz kilka spostrzeżeń: Ostre kontra Landryna:D
- Złapałam się na tym, że i tak całą drogę pedałowałam, nawyk zrobił swoje…
- Ani razu nie stanęłam na pedałach jadąc z górki – a czego mi niby tak bardzo brakowało na samym początku jeżdżąc na OK…
- waga górala to zdecydowanie za dużo – czułam jak siła którą daję z siebie jest marnotrawiona przez te szerokie opony i ogólnie na rozbujanie Landryny. Ale trening dla nóg niezły – teraz już wiem dlaczego ,,w miarę” zniosłam przełożenie w ostrym…;)
- Łapałam się na tym, że chciałam hamować nogami i w tym momencie rozczarowanie - rower jedzie dalej z tą samą prędkością… mało brakło nie wjechałabym przez to w spacerującą parę, w porę jednak chwyciłam za hamulec….. O zgrozo co by było jakby mnie zawiódł, wolę o tym nie myśleć….
- brakowało mi tej zwinności w rowerze, zwrotności i oczywiście przyspieszenia……
- jednak po takich drogach jak kocie łby, błoto, korzenie Landryna jest niezastąpiona, może nie ma amorków ale i tak komfort jazdy był dobry…
Nie pozostaje mi nic innego jak Landrynę przywieść do Gdańska..... ale może to dopiero na wiosnę;)
Pozdrawiam tu zaglądających..... Pozdrawia również Kaprys...
Będąc w domu postanowiłam odświeżyć znajomość z starym, poczciwym góralem – w końcu to moja pierwsza miłość. A jak przysłowie mówi: stara miłość nie rdzewieje. Różnie go nazywam: Żółta Landrynka, Żółty Przecinak. Jest to mój pierwszy rower, na który odkładałam dłuższy czas z kieszonkowych odmawiając sobie innych przyjemności…. czekolady i lizaków hi hi. Ale później co za radość. Zobaczyłam go w sklepie na wystawie i wiedziałam, że muszę go mieć, typowy przykład miłości od pierwszego wejrzenia. Te rogi, kolor, geometria ramy ….;) i tak jesteśmy już razem od ’97 i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
A po dzisiejszym dniu przybyło mu jeszcze jedno określenie: Żółty Czołg. Wcześniej jakoś nie zauważałam jego wagi - nie przeszkadzała mi ona. Jazda na Landrynie sprawiała mi zawsze przyjemność, a te 20kg w niczym mi nie przeszkadzało - o zgrozo, co za zaślepienie;)
Jednak po miesiącu ,,śmigania" na ostrym dzisiejsze spotkanie z Landryną było wręcz komiczne.
Pierwsza myśl: jeny jaki ten rower duży, a opony wielgaśne!! (2" robią swoje) Ale to jeszcze nic. Przyzwyczajona do wagi Kugu, przy podnoszeniu w taki sam sposób chciałam podejść do Landryny. Jednym paluszkiem nie dało sie.... kurde z czego on jest - z ołowiu.....:D Jak ja mogłam wcześniej tego nie widzieć:)
W końcu wyprowadziłam go na zewnątrz.
Landryna© kuguar
Musiałam jeszcze tylko podpompować koła. Przy pracy towarzyszył mi Bonifacy i pilnował czy dobrze mi idzie:D
Planu trasy jako takiego nie miałam ułożonego, chciałam na spokojnie przejechać się po okolicy i rozprostować kości. Z Gda nawet nie wzięłam ubrań na rower, tym bardziej była to przejażdżka ,,niedzielna” spokojnym tempem. Aparat schowałam do torby i mogłam ruszać;)
Głównym celem wyprawy było zobaczenie jak idą prace nad obwodnicą Słupska – skrzywienie zawodowe, nawet w weekend nie robię sobie odpoczynku od spraw branżowych – ale co ja poradzę, że to mnie kręci… hi hi;)
W oddali majaczy walec. Do tego aby droga była równa jak stół, drogowcy jeszcze trochę będą musieli nad nią popracować.
A to już Landryna na tle mostu – rok temu było widać jeszcze gołe zbrojenie, jak znajdę zdjęcie to zamieszczę dla porównania.
Kolejne widoki z placu budowy……..
Szara, bura droga krajowa nr 6;D
Landryna gdzieś na trasie;D
Niedaleko znajduje się stadnina, nie mogłam tam nie zajechać. Miałam to szczęście, że po wybiegach chodziło trochę koni, ale tylko jeden okazał się na tyle śmiały aby podejść bliżej. Zasłużył sobie tym na zdjęcie. Fakt, że wtulał uszy, czyli jednak coś mu nie odpowiadało…..
Pojechałam dalej przez wioski. Niestety brak zdjęć…. Akumulatorki padły z wrażenia, takie piękne widoki się roztaczały… Później szybki powrót aby zdążyć jeszcze zrobić dla taty obiad.
A teraz kilka spostrzeżeń: Ostre kontra Landryna:D
- Złapałam się na tym, że i tak całą drogę pedałowałam, nawyk zrobił swoje…
- Ani razu nie stanęłam na pedałach jadąc z górki – a czego mi niby tak bardzo brakowało na samym początku jeżdżąc na OK…
- waga górala to zdecydowanie za dużo – czułam jak siła którą daję z siebie jest marnotrawiona przez te szerokie opony i ogólnie na rozbujanie Landryny. Ale trening dla nóg niezły – teraz już wiem dlaczego ,,w miarę” zniosłam przełożenie w ostrym…;)
- Łapałam się na tym, że chciałam hamować nogami i w tym momencie rozczarowanie - rower jedzie dalej z tą samą prędkością… mało brakło nie wjechałabym przez to w spacerującą parę, w porę jednak chwyciłam za hamulec….. O zgrozo co by było jakby mnie zawiódł, wolę o tym nie myśleć….
- brakowało mi tej zwinności w rowerze, zwrotności i oczywiście przyspieszenia……
- jednak po takich drogach jak kocie łby, błoto, korzenie Landryna jest niezastąpiona, może nie ma amorków ale i tak komfort jazdy był dobry…
Nie pozostaje mi nic innego jak Landrynę przywieść do Gdańska..... ale może to dopiero na wiosnę;)
Pozdrawiam tu zaglądających..... Pozdrawia również Kaprys...
Dane wycieczki:
Km: | 17.50 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 01:20 | km/h: | 13.12 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Żółta Landryna |
Komentarze
A to Ty ze Słupska jesteś, że rower tu zostawiasz?
rammzes - 19:49 niedziela, 6 grudnia 2009 | linkuj
Bardzo przyjemnie się czytało wpis:) zwłaszcza przy towarzyszącej muzyce;) to Landrynę przerobić na terenowego szperacza:)
Pozdro! azbest87 - 19:12 niedziela, 6 grudnia 2009 | linkuj
Pozdro! azbest87 - 19:12 niedziela, 6 grudnia 2009 | linkuj
Żółta Landryna wymiata :]
Nie takie cacuszka się na koło stawiało :P
Bonifacy :D nie wiedząc co się dzieje stał jak słup .. :P
Pozdrower :]
sikor4fun-remove - 18:31 niedziela, 6 grudnia 2009 | linkuj
Komentuj
Nie takie cacuszka się na koło stawiało :P
Bonifacy :D nie wiedząc co się dzieje stał jak słup .. :P
Pozdrower :]
sikor4fun-remove - 18:31 niedziela, 6 grudnia 2009 | linkuj