Wpisy archiwalne w kategorii
maratony
Dystans całkowity: | 292.00 km (w terenie 127.00 km; 43.49%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 48.67 km |
Więcej statystyk |
Mazovia Maraton MTB Chorzele
Niedziela, 22 kwietnia 2012 | dodano:29.04.2012Kategoria 50.00 - 99.99 km., Arab, maratony, treningi
Może nie koniecznie są to klimaty ścigania, ale ten utwór ostatnio mnie uwiódł....
Wyjazd na te zawody do samego końca stał pod znakiem zapytania.... W sobotę wieczorem zapadła decyzja na tak! Pobudka rano, wyjazd chwilę po 6.... Prognozy pogody optymistyczne słońce i 17C i faktycznie się sprawdziło! Miła odmiana po wczorajszym błocie i chmurach!
Z racji tego, że pierwszy raz startowałam został mi przypisany 11 sektor;d Po wczorajszym BT nogi wyjątkowo nie były zmęczone - z resztą nie miały za bardzo po czym - tempo spacerowe nie mogło ich za bardzo sponiewierać! Dzisiaj miałam większą wolę walki! I faktycznie nie odpuściłam - oczywiście na tyle ile pozwalały nogi! Trasa rewelacyjna - prowadzona przez piękne tereny! Kilka odcinków asfaltowych, na których mogłam podgonić stracone minuty z odcinków piaszczystych!
Przez chwilę miałam nawet ochotę jechać giga, jednak rozsądek wziął górę i pamiętając zeszłoroczną skandię i tyle godzin w terenie skręciłam na Mega w momencie rozwidlenia tras!
Plus dla organizatora za bardzo dobrze oznakowaną trasę! Bufety też zawsze akurat we właściwych miejscach rozstawione! Po przyjeździe pyszny makaron.
Start uważam za bardzo udany! I kto wie, może jeszcze na jakąś edycję zawitam.
Pozdrower!!!
Wyjazd na te zawody do samego końca stał pod znakiem zapytania.... W sobotę wieczorem zapadła decyzja na tak! Pobudka rano, wyjazd chwilę po 6.... Prognozy pogody optymistyczne słońce i 17C i faktycznie się sprawdziło! Miła odmiana po wczorajszym błocie i chmurach!
Z racji tego, że pierwszy raz startowałam został mi przypisany 11 sektor;d Po wczorajszym BT nogi wyjątkowo nie były zmęczone - z resztą nie miały za bardzo po czym - tempo spacerowe nie mogło ich za bardzo sponiewierać! Dzisiaj miałam większą wolę walki! I faktycznie nie odpuściłam - oczywiście na tyle ile pozwalały nogi! Trasa rewelacyjna - prowadzona przez piękne tereny! Kilka odcinków asfaltowych, na których mogłam podgonić stracone minuty z odcinków piaszczystych!
Przez chwilę miałam nawet ochotę jechać giga, jednak rozsądek wziął górę i pamiętając zeszłoroczną skandię i tyle godzin w terenie skręciłam na Mega w momencie rozwidlenia tras!
Plus dla organizatora za bardzo dobrze oznakowaną trasę! Bufety też zawsze akurat we właściwych miejscach rozstawione! Po przyjeździe pyszny makaron.
Start uważam za bardzo udany! I kto wie, może jeszcze na jakąś edycję zawitam.
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 55.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Arab |
Hardcorowy x - duathlon
Sobota, 15 października 2011 | dodano:04.11.2011Kategoria 0.00 - 49.99 km, Arab, po 3M, W szponach Kugu, maratony, treningi
Godne uwagi i lepszego poznania....
&feature=related
Wydawało mi się to takie proste – bieg, rower i później bieg. Phhhi co tu może być trudnego. Ojj w jakim ja dużym błędzie byłam. Na dzień dobry niepełne 4 km biegu. Górki, które były do pokonania przyprawiają mnie o zadyszkę jak wchodzę na nie – a co dopiero gdy mam pod nie podbiec. Ogólnie płuca zostawiłam pod koniec pierwszego okrążenia – drugie to była droga przez mękę.... Ostatnia się doturlałam do miejsca zmian. W końcu rower. Ale i tutaj nie dało rady odpocząć. Górek pod dostatkiem. Ale jednak czułam się o wiele lepiej. Na jednym ze zjazdów zrobiło mi się gorąco – już oczami wyobraźni widziałam jak zdrapują mnie z drzewa. Na szczęście jakimś cudem utrzymałam równowagę i zjechałam na kołach na sam dół. Przy kolejnych okrążeniach w tym miejscu spinałam się dwa razy mocniej i uważałam aby nie popełnić jakiegoś głupiego błędu.
Na dobicie zmiana obuwia, zrzucenie kasku i jeszcze jedno okrążenie biegu. Ale udało się. Zdążyłam przed limitem czasu, zmęczona ale szczęśliwa przebiegłam linię mety. Czasy pożal się boże – ale nie to było dla mnie najważniejsze. Fakt, że się udało;D Medale podobno przesłane zostaną pocztą – ale mimo, że już trzy tygodnie minęło a ciągle nic nie dostałam ;(
Przez rok zdążę zapomnieć, że połączenie biegu i roweru to nie jest nic fajnego i znając życie wystartuję ponownie;)
Pozdrawiam wszystkich znajomych, których przy okazji spotkałam i dziękuję za kibicowanie!
&feature=related
Wydawało mi się to takie proste – bieg, rower i później bieg. Phhhi co tu może być trudnego. Ojj w jakim ja dużym błędzie byłam. Na dzień dobry niepełne 4 km biegu. Górki, które były do pokonania przyprawiają mnie o zadyszkę jak wchodzę na nie – a co dopiero gdy mam pod nie podbiec. Ogólnie płuca zostawiłam pod koniec pierwszego okrążenia – drugie to była droga przez mękę.... Ostatnia się doturlałam do miejsca zmian. W końcu rower. Ale i tutaj nie dało rady odpocząć. Górek pod dostatkiem. Ale jednak czułam się o wiele lepiej. Na jednym ze zjazdów zrobiło mi się gorąco – już oczami wyobraźni widziałam jak zdrapują mnie z drzewa. Na szczęście jakimś cudem utrzymałam równowagę i zjechałam na kołach na sam dół. Przy kolejnych okrążeniach w tym miejscu spinałam się dwa razy mocniej i uważałam aby nie popełnić jakiegoś głupiego błędu.
Na dobicie zmiana obuwia, zrzucenie kasku i jeszcze jedno okrążenie biegu. Ale udało się. Zdążyłam przed limitem czasu, zmęczona ale szczęśliwa przebiegłam linię mety. Czasy pożal się boże – ale nie to było dla mnie najważniejsze. Fakt, że się udało;D Medale podobno przesłane zostaną pocztą – ale mimo, że już trzy tygodnie minęło a ciągle nic nie dostałam ;(
Przez rok zdążę zapomnieć, że połączenie biegu i roweru to nie jest nic fajnego i znając życie wystartuję ponownie;)
Pozdrawiam wszystkich znajomych, których przy okazji spotkałam i dziękuję za kibicowanie!
Dane wycieczki:
Km: | 18.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Arab |
Maraton w Gdyni
Niedziela, 2 października 2011 | dodano:04.11.2011Kategoria 0.00 - 49.99 km, Arab, po 3M, w towarzystwie, maratony
Przyznam się, że za pierwszym odsłuchaniem nie przemówił do mnie ten utwór... przy kolejnych razach spojrzałam na niego inaczej
&feature=related
Od rana słońce zaglądało przez okna. Pogoda na wyścig wyśmienita. Dojazd do miasteczka w towarzystwie kolegów z teamu. Odebrałam numer i chip. Chwila na ogarnięcie się przed wyścigiem, rozgrzewka i czas zbierać się na linie startu. Trochę przespałam czas ustawiania się i miejsce gdzieś w szarym końcu.
W końcu sygnał do startu. Pierwsze kilkaset metrów w dość dużym ścisku, ale nie trwało to długo. Plan miałam na duży dystans – 60 km. Ale nie sprzyjało mi szczęście. Pod koniec drugiego okrążenia patyk, który wkręcił mi się w tylną przerzutkę dość mocno ją zmasakrował i przerwał moją jazdę. Nie było mowy o przejechaniu kolejnych 12 km. Zjechałam z trasy – dobrze, że chociaż dostałam medal pamiątkowy.
Pozostało mi kibicowanie i czekanie na towarzyszy! Pewien niedosyt czułam. Miałam dobre miejsce – którego broniłabym do samego końca. Ale nie było mi dane. Śmiałam się w duchu, że przyszły sezon opierać się będzie na poprawianiu wyników z tych wszystkich zawodów gdzie coś mi poszło nie tak! Ehhh......
Pozdrower!!!
&feature=related
Od rana słońce zaglądało przez okna. Pogoda na wyścig wyśmienita. Dojazd do miasteczka w towarzystwie kolegów z teamu. Odebrałam numer i chip. Chwila na ogarnięcie się przed wyścigiem, rozgrzewka i czas zbierać się na linie startu. Trochę przespałam czas ustawiania się i miejsce gdzieś w szarym końcu.
W końcu sygnał do startu. Pierwsze kilkaset metrów w dość dużym ścisku, ale nie trwało to długo. Plan miałam na duży dystans – 60 km. Ale nie sprzyjało mi szczęście. Pod koniec drugiego okrążenia patyk, który wkręcił mi się w tylną przerzutkę dość mocno ją zmasakrował i przerwał moją jazdę. Nie było mowy o przejechaniu kolejnych 12 km. Zjechałam z trasy – dobrze, że chociaż dostałam medal pamiątkowy.
Pozostało mi kibicowanie i czekanie na towarzyszy! Pewien niedosyt czułam. Miałam dobre miejsce – którego broniłabym do samego końca. Ale nie było mi dane. Śmiałam się w duchu, że przyszły sezon opierać się będzie na poprawianiu wyników z tych wszystkich zawodów gdzie coś mi poszło nie tak! Ehhh......
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 25.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Arab |
IV Bytowski Maraton Rodzinny
Sobota, 25 czerwca 2011 | dodano:02.07.2011Kategoria 50.00 - 99.99 km., Arab, w towarzystwie, maratony
Może tak.....
Kolejny maraton i znów porwałam sie na największy dystans. Czy dobrze - z perspektywy czasu uważam, że tak. Ostrzegali mnie, że trasa w miarę płaska ale bardzo piaszczysta. Jak zwykle uparłam się i koniec. Jednak to co przeżyłam przeszło moje oczekiwania. W życiu tyle po piachach nie przejechałam. No dobra w życiu w ogóle bardzo mało jeździłam po takim terenie - po prostu zawsze kończyło się to zakopaniem po pierwszym metrze i prowadzeniem roweru i przeklinaniem pod nosem. Tutaj powiedziałam sobie, że ten maraton wykorzystam jako naukę jazdy po piaskach i z takim założeniem pokonywałam trasę i kolejne etapy. Widzę, że rozpisałam się od tyłka strony a pominęłam początek.... ;)
Pogoda przed startem niezbyt optymistyczna, przelotne opady, chmury, brak słońca, zimny wiatr - ogólnie jakaś masakra pogodowa. Decyzja zapadła - jadę w bluzie - trudno najwyżej będę się pocić jak mysz, co z resztą nie miało miejsca, na trasie dziękowałam za długi rękaw....
Punkt 12 start ze stadionu. Pierwsze kilometry asfalt - staram się utrzymać z peletonem, udaje mi się to do momentu wjazdu w teren .... później jazda swoim tempem, walcząc z kolejnymi odcinkami piachów. Tereny piękne, lasy, łąki - i nawet udało mi się na trasie zjeść 3 poziomki - akurat rosły przy najgorszym piaszczystym podjeździe, gdzie i tak prowadziłam rower - taka minuta zwłoki na małe co nieco nie zrobiła mi różnicy w wyniku a ile radochy...;) jazda po piachach to strasznie ciekawe zjawisko. Gdy już mi się wydawało, że wiem jak prowadzić rower po tym badziewiu, życie dość brutalnie pokazało mi, że się mylę;) Pod koniec długiego okrążenia na jednym ze zjazdów poczułam się za pewni i zaliczyłam niezłego szlifa w trawę;) Siniak na udzie i tak się zrobił mimo miękkiego podłoża - wiele to nie pomogło. Tak sobie myślę, że ktoś kto by mnie obserwował boku miałby ubaw po pachy i to za darmola - ,,pływałam" na rowerze w niektórych miejscach jak pijana. Balans ciałem w kilku przypadkach uchronił mnie od jeszcze bardziej spektakularnych gleb niż wspomniany szlif. Ale i tak zabawy miałam co niemiara.
Miejsce nie ważne - liczy się kolejny ukończony start. Szacun dla koleżanek z Teamu - Asi i Gosi - które zajęły dwa pierwsze miejsca:)
Po dekoracji, losowaniu nagród i zasłużonym posiłku regeneracyjnym kolejna trasa. Rozjazd asfaltowy do domu. Te około 40 km byłoby okej gdyby nie wiało cały czas w twarz i ciągle prawie miałam pod górkę... grrr..... bardziej się zgrzałam na tej trasie niż na maratonie - fakt cisnęłam do domu ile fabryka.
Ogólnie dzień uważam za bardzo udany - oby więcej takich!
Pozdrower!!!
Kolejny maraton i znów porwałam sie na największy dystans. Czy dobrze - z perspektywy czasu uważam, że tak. Ostrzegali mnie, że trasa w miarę płaska ale bardzo piaszczysta. Jak zwykle uparłam się i koniec. Jednak to co przeżyłam przeszło moje oczekiwania. W życiu tyle po piachach nie przejechałam. No dobra w życiu w ogóle bardzo mało jeździłam po takim terenie - po prostu zawsze kończyło się to zakopaniem po pierwszym metrze i prowadzeniem roweru i przeklinaniem pod nosem. Tutaj powiedziałam sobie, że ten maraton wykorzystam jako naukę jazdy po piaskach i z takim założeniem pokonywałam trasę i kolejne etapy. Widzę, że rozpisałam się od tyłka strony a pominęłam początek.... ;)
Pogoda przed startem niezbyt optymistyczna, przelotne opady, chmury, brak słońca, zimny wiatr - ogólnie jakaś masakra pogodowa. Decyzja zapadła - jadę w bluzie - trudno najwyżej będę się pocić jak mysz, co z resztą nie miało miejsca, na trasie dziękowałam za długi rękaw....
Punkt 12 start ze stadionu. Pierwsze kilometry asfalt - staram się utrzymać z peletonem, udaje mi się to do momentu wjazdu w teren .... później jazda swoim tempem, walcząc z kolejnymi odcinkami piachów. Tereny piękne, lasy, łąki - i nawet udało mi się na trasie zjeść 3 poziomki - akurat rosły przy najgorszym piaszczystym podjeździe, gdzie i tak prowadziłam rower - taka minuta zwłoki na małe co nieco nie zrobiła mi różnicy w wyniku a ile radochy...;) jazda po piachach to strasznie ciekawe zjawisko. Gdy już mi się wydawało, że wiem jak prowadzić rower po tym badziewiu, życie dość brutalnie pokazało mi, że się mylę;) Pod koniec długiego okrążenia na jednym ze zjazdów poczułam się za pewni i zaliczyłam niezłego szlifa w trawę;) Siniak na udzie i tak się zrobił mimo miękkiego podłoża - wiele to nie pomogło. Tak sobie myślę, że ktoś kto by mnie obserwował boku miałby ubaw po pachy i to za darmola - ,,pływałam" na rowerze w niektórych miejscach jak pijana. Balans ciałem w kilku przypadkach uchronił mnie od jeszcze bardziej spektakularnych gleb niż wspomniany szlif. Ale i tak zabawy miałam co niemiara.
Miejsce nie ważne - liczy się kolejny ukończony start. Szacun dla koleżanek z Teamu - Asi i Gosi - które zajęły dwa pierwsze miejsca:)
Po dekoracji, losowaniu nagród i zasłużonym posiłku regeneracyjnym kolejna trasa. Rozjazd asfaltowy do domu. Te około 40 km byłoby okej gdyby nie wiało cały czas w twarz i ciągle prawie miałam pod górkę... grrr..... bardziej się zgrzałam na tej trasie niż na maratonie - fakt cisnęłam do domu ile fabryka.
Ogólnie dzień uważam za bardzo udany - oby więcej takich!
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 97.00 | Km teren: | 52.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Arab |
Gdańsk & Lowe....
Niedziela, 19 czerwca 2011 | dodano:20.06.2011Kategoria 0.00 - 49.99 km, Arab, po 3M, treningi, w towarzystwie, maratony
Trochę muzyki filmowej........
&feature=related
Zmęczenie po maratonie z rana dało się odczuć a dzisiaj zamiast spokojnego rozjazdu start w kolejnym ,,wyścigu”.... Słońce ładnie świeciło, mimo zapowiadanego deszczu – nie spadła ani jedna kropla.... chyba, że potu na trasie;)
Dostaliśmy szczęśliwy numer startowy 7 - ale czy przyniosło to nam szczęście – chyba tak;) przed startem objazd trasy w celu trochę rozruszanie nóg i rozpoznania terenu...
Chwilę po 11 start... od początku ogień w granicach możliwości. Brakowało trochę świeżości w nogach – nie miałam na tyle siły aby depnąć tak jak chciałam, ale nie odpuściłam.... opłacało się, czwarte miejsce zdobyte i nagroda całkiem sympatyczna;) Akcja naprawdę bardzo fajna – szkoda, że tak mało takich imprez...
Pozdrower
&feature=related
Zmęczenie po maratonie z rana dało się odczuć a dzisiaj zamiast spokojnego rozjazdu start w kolejnym ,,wyścigu”.... Słońce ładnie świeciło, mimo zapowiadanego deszczu – nie spadła ani jedna kropla.... chyba, że potu na trasie;)
Dostaliśmy szczęśliwy numer startowy 7 - ale czy przyniosło to nam szczęście – chyba tak;) przed startem objazd trasy w celu trochę rozruszanie nóg i rozpoznania terenu...
Chwilę po 11 start... od początku ogień w granicach możliwości. Brakowało trochę świeżości w nogach – nie miałam na tyle siły aby depnąć tak jak chciałam, ale nie odpuściłam.... opłacało się, czwarte miejsce zdobyte i nagroda całkiem sympatyczna;) Akcja naprawdę bardzo fajna – szkoda, że tak mało takich imprez...
Pozdrower
Dane wycieczki:
Km: | 22.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Arab |
Skandia Maraton Gdańsk
Sobota, 18 czerwca 2011 | dodano:23.06.2011Kategoria 50.00 - 99.99 km., Arab, po 3M, treningi, maratony
Pozytywnie......
&feature=BFa&
Opis jak jeszcze trochę odpocznę;D
edit:
Nastała wiekopomna chwila, po tylu zawodach xc w końcu pierwszy maraton - i to nie byle jaki - Skandia Maraton;D
Dzień wcześniej pojechałam się zapisać aby mieć to już z głowy. Nie wiem co mnie podkusiło, że wybrałam dystans GF. Może ten czwartkowy objazd trasy jakoś pozytywnie mnie nastawił do tego. Tylko, że wtedy jechaliśmy 1 okrążenie a na zawodach do pokonania miałam 3. Chyba wyleciało mi to z głowy - taki drobny szczegół.
W sobotę pogoda od rana nie napawała optymizmem: deszcz, zimno, z łóżka mi się nie chciało wychodzić a co dopiero jechać na zawody taplać się w błocie 5 h;) Stres i skręcanie żołądka pojawiły się gdy stałam w sektorze. Przemknęła mi przez głowę jak zawsze myśl: a może odpuścić i i nie startować?
W końcu miałam okazję przekonać się co ze mnie za ,,kolarz" od siedmiu boleści - zostałam, raz się żyje. Pierwszy odcinek asfalt więc spoko.... założenie miałam grzać w trupa przez pierwsze 15 km - póki płasko - nie koniecznie to zrealizowałam. Przez zimno nogi nie kręciły tak jak chciałam. Wiedziałam, że siły muszę oszczędzać na 3 okrążenia. Jechałam swoim tempem. Niestety brak licznika w Arabie trochę utrudnia mi sprawę kontrolowania sytuacji - muszę to szybko zmienić.
Przez deszcz zrobiło się w niektórych momentach niezłe błoto, które zdecydowanie utrudniało płynną jazdę. Starałam się regularnie co 10 km coś wszamać aby uzupełnić siły. Po 2 okrążeniu chciałam zrezygnować - te 50 km które miałam za sobą zdecydowanie mi już wystarczyły. Mijając miasteczko dostałam pełny bidon oraz słowa otuchy na drogę, które pomogły w zebraniu się w sobie i przejechaniu ostatniego okrążenia. Wiedziałam, że jadę ostatnia, nie robiło mi to większej różnicy. Chciałam dojechać do mety i tyle....Ubłocona, przemoczona, zziębnięta ale uchachana wjechałam na metę.... Udało się to 15 minut przed zamknięciem trasy - ale zdążyłam;D Obsługa dawno nie czekała tak długo na zawodnika - czym oczywiście się ze mną podzielili;D uśmiechnęłam się uroczo tylko i pojechałam do swoich;D
Wnioski po maratonie: muszę okiełznać ostatni zjazd, więcej treningów interwałowych, oprogramowanie w głowie muszę sobie wymienić. Z dwiema pierwszymi rzeczami nie powinno być problemu tak trzecie nie wiem jak przeskoczyć..... kwestia czasu i może coś się zmieni;)
Pozdrower!!!
&feature=BFa&
Opis jak jeszcze trochę odpocznę;D
edit:
Nastała wiekopomna chwila, po tylu zawodach xc w końcu pierwszy maraton - i to nie byle jaki - Skandia Maraton;D
Dzień wcześniej pojechałam się zapisać aby mieć to już z głowy. Nie wiem co mnie podkusiło, że wybrałam dystans GF. Może ten czwartkowy objazd trasy jakoś pozytywnie mnie nastawił do tego. Tylko, że wtedy jechaliśmy 1 okrążenie a na zawodach do pokonania miałam 3. Chyba wyleciało mi to z głowy - taki drobny szczegół.
W sobotę pogoda od rana nie napawała optymizmem: deszcz, zimno, z łóżka mi się nie chciało wychodzić a co dopiero jechać na zawody taplać się w błocie 5 h;) Stres i skręcanie żołądka pojawiły się gdy stałam w sektorze. Przemknęła mi przez głowę jak zawsze myśl: a może odpuścić i i nie startować?
Asfaltowy start...© ,,Bolki"
W końcu miałam okazję przekonać się co ze mnie za ,,kolarz" od siedmiu boleści - zostałam, raz się żyje. Pierwszy odcinek asfalt więc spoko.... założenie miałam grzać w trupa przez pierwsze 15 km - póki płasko - nie koniecznie to zrealizowałam. Przez zimno nogi nie kręciły tak jak chciałam. Wiedziałam, że siły muszę oszczędzać na 3 okrążenia. Jechałam swoim tempem. Niestety brak licznika w Arabie trochę utrudnia mi sprawę kontrolowania sytuacji - muszę to szybko zmienić.
Kuguar w terenie....© K. Kochanowicz
Przez deszcz zrobiło się w niektórych momentach niezłe błoto, które zdecydowanie utrudniało płynną jazdę. Starałam się regularnie co 10 km coś wszamać aby uzupełnić siły. Po 2 okrążeniu chciałam zrezygnować - te 50 km które miałam za sobą zdecydowanie mi już wystarczyły. Mijając miasteczko dostałam pełny bidon oraz słowa otuchy na drogę, które pomogły w zebraniu się w sobie i przejechaniu ostatniego okrążenia. Wiedziałam, że jadę ostatnia, nie robiło mi to większej różnicy. Chciałam dojechać do mety i tyle....Ubłocona, przemoczona, zziębnięta ale uchachana wjechałam na metę.... Udało się to 15 minut przed zamknięciem trasy - ale zdążyłam;D Obsługa dawno nie czekała tak długo na zawodnika - czym oczywiście się ze mną podzielili;D uśmiechnęłam się uroczo tylko i pojechałam do swoich;D
Wnioski po maratonie: muszę okiełznać ostatni zjazd, więcej treningów interwałowych, oprogramowanie w głowie muszę sobie wymienić. Z dwiema pierwszymi rzeczami nie powinno być problemu tak trzecie nie wiem jak przeskoczyć..... kwestia czasu i może coś się zmieni;)
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 75.00 | Km teren: | 75.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Arab |