tekst alternatywny
kuguar LOGO

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kuguar.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

teksty by kuguar

Dystans całkowity:0.31 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:0.10 km
Więcej statystyk

Autostop....;D

Czwartek, 21 października 2010 | dodano:21.10.2010Kategoria teksty by kuguar, z humorem, nierowerowo, popierdółki
Specjalna dedykacja dla Cichej Bibliotekarki, która jutro broni magistra - powodzenia!


Dlaczego nigdy więcej nie zatrzymuję się i nie zabieram autostopowiczów....

Kiedyś jak miałem trochę mniej lat wydawało mi się w porządku pomagać młodym ludziom pragnącym gdzieś dojechać za darmola - w końcu biedny student lub licealista ledwie wiąże koniec z końcem. Na bilet go nie stać - to nie jego wina, że stypendium starcza tylko na piwo;p A jednak trochę świata chce się zobaczyć!

Sam jeszcze niedawno wiodłem podobny żywot, więc zdarzało mi się, że od czasu do czasu spełniałem dobry uczynek i podwoziłem autostopowiczów. A, że człowiek jak jest "młody" to i czasami idzie to w parze z głupotą i trzymają się go różne żarty tak i mi w głowie tworzyły się różne dziwne pomysły, które wcielałem w życie umilając podróż moim nowym pasażerom....

Czasami zdarzało się, że zostałem zatrzymany na kontrolę przez policję - raz w miesiącu to norma - nie wiem dlaczego tak często mi się przytrafiało, ale przyzwyczaiłem się do tego stanu rzeczy. Kilka razy miałem autostopowiczów z tyłu. Oj działo się, ale wszystko po kolei, przebieg standardowej rozmowy:
- Witam! Dowód rejestracyjny i prawo jazdy poproszę.
- Nie mam! - odpowiadałem cicho.
Policjant trochę zbity z tropu: - Jak to nie ma Pan! To kto je ma!
- Oni! - odpowiadałem ze strachem w głosie i równocześnie wskazywałem na siedzących z tyłu... - Do wszystkiego zostałem zmuszony przez tych bydlaków! Nie wiem gdzie jedziemy i auto też nie jest moje - mówiłem z paniką i strachem w głosie....

Oj, czasami sporo czasu schodziło na odkręcenie głupich żartów i tak było warto;D

Innym razem gdy z tyłu siedziała młody chłopak z dziewczyną. Widać było, że jest ich to pierwsza przygoda autostopowa wykręciłem taki numer. Koło mnie na siedzeniu kumpel, taki sam jajcarz jak ja. Jedno mrugnięcie i wszystko jasne. Zacząłem pierwszy....
-To jak, dziupla gotowa na przylot dwóch ptaszyn?
Cały czas obserwowałem miny dzieciaczków w lusterku. Na razie tylko zdziwienie zaczęło się malować na ich twarzach....
-Tak, już tam na nas czekają - tylko mówili aby tym razem zdrowych im przywieść i mamy się o tym upewnić zanim zjedziemy z ,,towarem" na miejsce.
W tym momencie odwraca się do bogu ducha winnych studenciaków, którzy już są nieźle przestraszeni i trzymają się za ręce i prosto z mostu pyta się:
-A nerki to macie dzieci zdrowe?
Nic nie pomogły, późniejsze tłumaczenia, że to żarty - od razu zażądali aby ich wysadzić;)

Kilka razy gdy zatrzymywałem się na przywitanie mówiłem taką formułkę:
-Ostrzegam tylko, że do żadnej kontroli policyjnej się nie zatrzymuję, wiozę narkotyki i nie potrzebuję kłopotu, ciśniemy prosto do celu:D
Tylko dwóch się odważyło wsiąść i pytali jeszcze czy się nie podzielę towarem ;)
Jakie było ich rozczarowanie gdy jednak tłumaczyłem, że to żarty;)

Standardowym tekstem gdy jechałem autostradą i na liczniku blisko 150 km/h, nagle mój okrzyk przerażenia:
-Matko Boska, hamulce przestały działać, zaraz się wszyscy zabijemy...

Przydrożne ,,ssaki leśne" omijałem z daleka. Miałem żonę, nie potrzebowałem kłopotów. Żarty żartami ale tu nie uznawałem odstępstw.
Jesienne popołudnie wracam z delegacji do domu, zostało mi do Warszawy 80 km. Przejeżdżam przez jakąś mieścinę zabitą dechami, dwa domu na krzyż, nic szczególnego i godnego zapamiętania. W oddali ma przystanku PKS widzę stoi jakaś starsza pani, równie dobrze mogłaby być moją matką. Ubrana w długą szarą jesionkę, chusta w kwiaty na ramionach, czerwony moherowy beret na głowie i wysokie kalosze. Pewnie kobiecina jedzie do stolicy. Co mi szkodzi - mogę ją zabrać. Nie miałem ochoty nawet wymyślać żadnych żartów. Skręcam w zatoczkę, uchylam okno. Podchodzi powłócząc nogami i sapiąc. W oknie pojawia się twarz ,,babajagi". Duży kartoflany na dodatek garbaty nos, ziemista cera, wąsy nad górną wargą - na dodatek jakaś brodawka na policzku wielkości ziarnka grochu, z której sterczały włosy.
,,Co za straszydło" przemknęło mi przez myśl... Podobno nie ma brzydkich kobiet - ale czasami wina za mało!. Powiedziało się ,,A" to trzeba powiedzieć ,,B". Nim zdążyłem otworzyć usta i zapytać się gdzie chciałaby dojechać, uprzedziła mnie i ,,zalotnym głosem" z chrypką rzuciła pytanie:
- Syny! Jaka usługa Cię interesuje?
- O Boże! Co za koszmar!
Tylko tyle zdążyłem pomyśleć, ruszyłem z piskiem opon i tyle mnie widziała...

Pozdrower!!!
-------------
Ostatnia scenka rodzajowa miała miejsce naprawdę....;)
Dane wycieczki:
Km:0.20Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:

Soczewki....

Poniedziałek, 13 września 2010 | dodano:13.09.2010Kategoria nierowerowo, popierdółki, teksty by kuguar, z humorem
Utwór przy którym nie umiem zachować się spokojnie.... warto przypomnieć!


Nakładanie soczewek!

Małe przypomnienie dla osób, które swój pierwszy raz mają za sobą i przestroga dla tych co o tym myślą – macie jeszcze szansę – możecie się uratować!

Soczewki, małe gówniane gnidy, przez które dzisiaj nabawiłem się zmarszczki na czole oraz kilku siwych włosów. Ale wszystko po kolei, nie uprzedzajmy faktów.

Podobno pierwsze zakładanie nigdy nie jest proste i może trwać nawet do pół godziny – przynajmniej tyle kolega z tym walczył. ,,Mięczak – pokaże mu jak to robią prawdziwi mężczyźni! Co to dla mnie. Z większymi problemami człowiek sobie dawał radę to teraz tym bardziej pójdzie szybko i sprawnie! W końcu wybudowałem dom, spłodziłem syna, żyję już 10 lat z jedna kobieta – to z taka błahostką tez sobie poradzę na momencie! Kupiłem opakowanie 7 par jednorazowych soczewek, jak spodoba mi się ta zabawa – to wtedy zainwestuje w trwalsze. O jaki ja byłem głupi, głupi, głupi....!!!

Patrzysz na opakowanie, instrukcja napisana drobnym maczkiem. ,,Mniejszym się nie dało – co za patałachy, przecież czytają to ludzie którzy maja problemy ze wzrokiem – powinno być napisane kobyłami - a to nie – żeby człowiekowi zawsze pod górkę!” Jakoś doczytałeś: umyć ręce, następnie soczewkę nałożyć na palec odpowiednia strona. ,,Pffy, każdy głupi wie, ze jest tylko jedna strona!” Czytasz dalej: Delikatnie zawinąć powiekę do góry…. ,,Ze co proszę!” i nałożyć delikatnie palcem soczewkę i przycisnąć do źrenicy. ,,Chyba upadli na głowę!!! Wywinąć to ja sobie mogę rękaw w koszuli jak mi jest gorąco, ale nie powiekę;p szorować palcem po źrenicy - oko jest do patrzenia a nie do wpychania paluchów! To ja dziękuję za taką zabawę – trzeba się szanować!!”

,,Niech to szlag! Żona się obudziła i pyta się jak mi idzie;/ przecież nie przyznam się, że spasowałem po przeczytaniu instrukcji... No dobra podejście drugie.”

Wyciągasz opakowanie, wygląda jak toffee, tylko ze sreberkiem u góry, które trzeba ściągnąć. Zdzierasz sreberko jednym sprawnym ruchem – wylewa się jakiś płyn, ale w środku nic nie było.... ,,Co jest grane – oszukali mnie czy jak....” Zostało jeszcze 13.... Drugi raz sreberko zdejmujesz delikatniej... ,,Okej w pojemniczku jest jakiś płyn, ale kuźwa tam nic nie pływa... – patałachy sprzedali mi jakiś bubel!” Oglądasz pod światło, dalej nic! ,,No ja pitolę – co za łoś ze mnie, żeby grubą kasę płacić za wodę, jakaś trefna partia czy jak?” Idziesz pomarudzić trochę żonie jaki to świat jest zły. Ta się już na progu śmieje z Ciebie. Wkłada palca do wody i wyciąga coś - małą giętką ,,meduzę” – to znaczy soczewkę. ,,No dobra – taką małą pchłę ewentualnie mogę włożyć sobie do oka!” Stanowczo odmawiasz pomocy i rad od żony – przecież w tym nie może być nic trudnego. Znów coś mówiła o odpowiedniej stronie. „Uwzięli się z tym czy jak?”

Idąc do łazienki, połowa wody z pojemniczka się już wylała, soczewka na szczęście jest w środku. Starasz się ją wyciągnąć - mała glista jest śliska i się opiera! ,,Kuźwa te pojemniczki powinny mieć różne rozmiary, moje pace są trochę większe od kobiecych.” Wody zostało tylko kilka kropel, reszta jest już na podłodze! Ale masz tego małego gnojka na placu. Czas się z nim rozprawić i pokazać gdzie jego miejsce! Stajesz przed lustrem, łapiesz powiekę, otwierasz szeroko oko i wpychasz palca z soczewką. Gdy już jesteś blisko oka – ciach, jedno mrugnięcie i po akcji! Soczewka gdzieś spadła – ,,No ja pieprzę! Przecież tego się nie da!” Oko samo się broni przed ciałem stałym. Pierwsze koty za płoty – ale gdzie ta menda spadła!” Przeszukałeś całą podłogę i kuźwa nic – rozpłynęła się. ,,Nic to, mam jeszcze 12.... Na pewno teraz się uda!”

Otwierasz pojemniczek, grzebiesz paluchem, wyciągasz wywłokę i znów to samo – tym razem mocniej trzymasz powiekę aby spryciara nie wyrwała się tak łatwo! Zbliżasz palec do oka, zauważyłeś ciekawą zależność – im szerzej otwierasz oko – proporcjonalnie do tego rozwarcia rozdziawiasz buzię. ,,Kurde a śmiałem się z żony jak maluje rzęsy....!”

Trzymasz mocno powiekę, wywróciłeś gałkę do góry - ,,Co za shit, przecież nic nie widzę....!” Paluch zamiast w gałkę trafia w brew. Zaciskasz zęby – ponownie gnoja układasz na palec, trzymasz powiekę i zaczynasz od nowa! Tym razem wcelowałeś dobrze, czujesz że dotykasz oka – mrugasz iiii.... soczewka się złożyła. ,,Nie przeżyję! Kuźwa! – wyrywa Ci się, już nawet nie kontrolujesz tego – jest to silniejsze od Ciebie. Już byłeś tak blisko! Powoli zaczynasz rozumieć o co w tym chodzi, patrzysz na zegarek – 10 min już się z tym męczysz. ,,No dobra, mam jeszcze 20 min aby być lepszym od tego buraka Kowalskiego!” Moczysz małego gnojka w wodzie, bo trochę się zrulował.... Czujesz jak oblewa Cię zimny pot na plecach.....

,,Po co komu takie zabawki – to tylko ludzie potrafią sobie utrudniać życie – ale jak już się za to zabrałem to tak łatwo nie odpuszczę! O nie! .......... Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych!”

Wyciągasz wywłokę z wody i znów powtarzasz czynności. Powieka już cię trochę boli od tego ściskania – ale cóż – żelazo w ogniu się hartuje!

Czujesz, że gnida jest na oku – tym razem nie puścisz powieki tak szybko – będziesz sprytniejszy – masujesz żeby przyległa, ale łajza się opiera – gdy wydaje Ci się, że jest okej zabierasz palca i co! ,,Ten cholerny dziad miał zostać na oku a nie kuźwa na moim palcu! No ja pitolę – oszaleję!”

Ocierasz pot z czoła, robi się to już mało śmieszne, nerwowo patrzysz na zegarek – 15 min męczarni za Tobą! Chcesz znów zaatakować oko, ale miarkujesz się, że jeździsz pustym paluchem po źrenicy. ,,Ja pieprzę – gdzie znów mi ta menda polazła....!” Już nawet nie szukasz – tylko od razu otwierasz kolejny pojemniczek! Patrzysz w lustro – oko opuchnięte, czerwone – lepiej wyglądałeś po swoim kawalerskim. ,,Będę twardy, nie zniszczy mnie takie małe gówno.... w końcu podobno jest to wykonalne!” Głęboko oddychasz, starasz się uspokoić, ręce trzęsą Ci się jak przed podpisaniem aktu zawarcia małżeństwa. Z perspektywy czasu myślisz sobie, że to było nić w porównaniu do tego co wyprawiasz dzisiaj z okiem i to na własne życzenie!

Już nawet nie liczysz kolejnych podejść – oko łzawi, ledwo co widzisz. I w końcu zwycięstwo w 29 minucie ten mały gnojek przykleił się do oka – ze szczęścia nawet nie pamiętasz co zrobiłeś inaczej, że tym razem się posłuchał i został na gałce! Ważne, że cel został osiągnięty przed czasem...! Jutro będziesz zgrywać bohatera w robocie!
,,Ale kurde, ja pitolę – co do cholery!– miałem tak zajebiaszczo wyraźnie widzieć – a nie dość, że mnie coś uwiera i dropie w powiekę to widzę strasznie! Co za chiński bubel!” Lecisz do żony, dumny pochwalić się, że jednak się udało, ale również zapytać czemu masz takie dziwne objawy!

Żona tym razem przegięła! ,,Chyba się z tą mendą rozwiodę! – myślisz sobie” Zwija się ze śmiechu i przez łzy mamrocze – ,,Założyłeś tył na przód!”

,,Jak kuźwa tył na przód! – To nie sweter! Przecież ona jest identyczna w obydwu ułożeniach! – Żona nie przestaje rechotać, wręcz jeszcze większe ma napady śmiechu! ,,Tam jest taki rąbek” chyba dobrze zrozumiałeś! ,,Rąbek – srąbek! I co z tego!” Żona rękami trzyma się za brzuch....najchętniej udusiłbyś ropuchę gołymi rękami jak tu stoisz! Co za przemądrzałe stworzenie!

Diagnoza – jak najszybciej musisz ją ściągnąć! Z resztą i tak byś nie wytrzymał w nią całego dnia! Tym razem potulnie pytasz żony jak tą wywlokę ściągnąć z oka. Żona starała opanować śmiech – ale nie wychodziło jej to najlepiej.... ,,Kobieto ja tu cierpię! Weź się w garść! – nie wytrzymujesz!” To co usłyszałeś nie poprawiło Ci nastroju – palcami masz złapać soczewkę i ,,złuszczyć” z oka! ,,Złuszczyć to może mi się skóra po poparzeniu słonecznym! – Ja się tego nie pozbędę! – zaczynasz panikować!”

Lecisz do łazienki aby jakoś ściągnąć meduzę z Twojego pięknego oka! Znów zadzierasz powiekę, kciukiem i palcem wskazującym starasz się ją ,,złuszczyć”! Ale jak wtedy gadzina nie chciała dobrze przylgnąć tak teraz scaliła się z Twoim okiem i ani myśli drgnąć! ,,Szybciej bym całą gałkę wyciągnął niż mam teraz odłupać tego gnojka ze źrenicy!” Nie widzisz innej możliwości – po dobroci nie chciał, to zagramy nie fair!” Co z tego, że pisali aby nie używać paznokci! ,,Pieprzę zakazy! – inaczej nie pozbędę się tej wywłoki!” Dobrze, że wczoraj nie obciąłeś paznokci, bo serio wykałaczka poszła by w ruch!

Gałka jest czerwona jakbyś od kompa nie odchodził przez 3 doby.... W końcu po pół godzinie ściągnąłeś gadzinę! Gnida łaskawie zlazła z oka, padasz na krzesło bez sił! Ta godzina zdecydowanie należy do jednej z najgorszych w Twoim życiu i długo tak pozostanie! Ledwo co widzisz na lewe oko, ręce Ci się trzęsą – i wiesz, że jeśli nawet będą chcieli Ci dopłacać do tego - nigdy w życiu tych małych gnojków nie będziesz nosić! Nie chcesz kolejnych zmarszczek ani siwych włosów.... to jest sport dla twardzieli!

Pozdrowienia dla tych co wytrwali do końca!!!
Dane wycieczki:
Km:0.10Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:

NFZ..... na wesoło;)

Piątek, 3 września 2010 | dodano:03.09.2010Kategoria nierowerowo, popierdółki, z humorem, teksty by kuguar
W końcu przepisałam z tych karteczek kolejny wpis... ciężko było się rozczytać, ale się udało:)



Kiedyś, teraz dokładnie nie pamiętam gdzie – zobaczyłam pocieszne rozwinięcie tego skrótu: Narodowa Fabryka zgonów... hmm no dobra, może nie pocieszne ale tragiczne w swojej prawdziwości;)

Gdy człowiek cieszy się zdrowiem i nic go nie boli, nie łupie w krzyżu, chodzi, biega, jeździ na rowerze – nie zdaje sobie sprawy jakie ma szczęście i ile problemów go omija – np. z chodzeniem po przychodniach! Jeśli ma się więcej kasy – to spoko – wizyta u prywatnego doktora i po kłopocie. Przynajmniej tam człowiek wie, że zostanie wysłuchany do końca i na wszelkiego rodzaju dolegliwości nie dostanie przeciwbólowych – tylko faktycznie lek z prawdziwego zdarzenia, który pomoże – w większości przypadków – bo i z tym bywa różnie!
Ale z drugiej strony po jaką cholerę co miesiąc z naszych pensji zabierają nam składki zdrowotne skoro czasami na samą myśl pojawienia się w przychodni przechodzą mnie dreszcze...

Schody zaczynają się w momencie gdy faktycznie nie mamy już wyjścia i musimy udać się do lekarza, bo źle z nami. Wtedy okazuje się, że akurat teraz, skończyły się karteczki w książeczce RUM, a bez tego przybytku i tak nie mamy co się pokazywać w rejestracji! Teraz weź szukaj człowieku miejsca w którym dodrukują drogocenne strony – wiąże się to z wcześniejszym urwaniem z pracy – bo oczywiście urzędy tylko do 15 – później i tak czas trzeb odpracować w robocie. Gdy szczęśliwy w końcu masz jeszcze ciepłą książeczkę następnego dnia czeka jeszcze większe wyzwanie. Wiesz, że rejestracja od 7.00, więc zakładasz, że pojawiając się o 6.55 spokojnie zapewni Ci dostanie się do Twojego lekarza pierwszego kontaktu! Puchu marny – nigdy nie byłeś w większym błędzie!!!

Rano okazuje się, że kolejka do okienka wypełnia całe pomieszczenie poczekalni. Przecierasz zaspane oczy ze zdziwienia, ale nic to nie pomoże – oni nie znikną! Nie ma mowy o dostaniu się do lekarza dzisiaj! Dziadkowie i babcie ledwo trzymający się na nogach dzielnie bronią swojego miejsca w ogonku. Na próżno prośby i tłumaczenia, że brałeś dzień wolnego aby dostać się do doktora. Postraszą jeszcze laską i z wyrzutem powiedzą, że starszym należy się szacunek i ,,Ty młody szczyl” nie będziesz się rządzić, masz siły – możesz postać dłużej! Wkurzony wracasz do roboty i prosisz szefa o przesunięcie dnia wolnego. Jutro zaatakujesz ponownie! Myślisz sobie - ,,6.55 nie! To 6.25 musi być już okej – nie ma bata!”

Wstajesz rano niewyspany, na zewnątrz jeszcze ciemno jak w d... w nocy, ale powiedziałeś sobie, że tak łatwo nie odpuścisz. Jakoś dotarłeś do przychodzi – drogę pamiętasz jak przez sen, parkując auto zarysowałeś jeszcze bok o słupek – rysa głęboka jak rów Mariański, no trudno – dobrze, że nie ma ofiar w ludziach! Wchodzisz do poczekalni i w tym momencie wyrywa Ci się ,,O rzesz kuźwa.... – Nie wierzę!” Pomieszczenie jest tak samo pełne jak wczoraj. ,,No ja pitolę... Czy Ci ludzie nie mogą spać!” – rzucasz gromy w myślach! Jeszcze większe zdziwienie Cię ogarnia gdy zdajesz sobie sprawę, że kilka osób widziałeś wczoraj i na pewno dostali się do lekarza - ,,Co jest grane – chodzą do przychodni jak do kościoła, czy jak?”

Czekasz dzielnie na swoją kolej w ogonku – nawet nie chcesz już się pytać, czy ktoś wpuści Cię przed siebie – nie widzisz sensu.... Śmiejesz się w duchu bo przed 7 pojawia się podobny osobnik jak Ty wczoraj! Teraz już wiesz jaką miałeś minę gdy zobaczyłeś wypełnione po brzegi poczekalnię..... – mina naprawdę była bezbłędna!

Później pielęgniarka ma problem ze znalezieniem Twojej karty – przy remoncie przychodni gdzieś musieli ją zawieruszyć! Starasz się zachować spokój aby nie zacząć wrzeszczeć na nich! Stosujesz różne techniki relaksacyjne - głębokie wdechy i wydechy, liczysz do 10, powtarzasz sobie jak mantrę: ,,Jestem oazą spokoju. Pierdzielonym kuźwa wyluzowanym kwiatem Lotosu na jedwabistej tafli jeziora...!”

W końcu zwycięstwo! Dostajesz numerek i idziesz pod wskazany gabinet. Padasz bez sił na fotel pod pokojem i cierpliwie czekasz na swoją kolej. W głowie pustka, obija Ci się w makówce tylko jedna myśl – po co tak właściwie przyszedłeś i co tu robisz, skoro dolegliwości, które Cię nękały zdążyły ustąpić..... c.d.n.

Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km:0.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:

BBC....

Środa, 1 września 2010 | dodano:01.09.2010Kategoria nierowerowo, popierdółki, z humorem, teksty by kuguar
Może trochę spokojniej....


Skrót dla wszystkich znany British Broadcasting Corporatio – jednak jakiś czas temu nabrał dla mnie zupełnie innego znaczenia. BBC – бабуся бабусі сказала w tłumaczeniu – Babka babce powiedziała;D

bbc © kuguar

Czy ten sposób przekazywania informacji nie jest bardziej płynny i niezawodny. Nigdy się nie zawiesza przy przechodzeniu na kolejną stronę. Z resztą jest bezpłatny i nie ma takiej opcji, że nakład skończy się pod koniec dnia;p Informacje podawane przez ,,prezenterki” nie dotyczą odległych państw, ludzi których nigdy na oczy nie zobaczymy, tylko Ciebie, Twoich bliskich, znajomych. Profil ,,prezenteri” – kobieta, ciotka, klotka w kwiecie wieku – cokolwiek to znaczy – od 20 do 80 lat, w końcu kwiaty kwitną różnie;p Wrodzona ciekawość, totalny brak taktu, bezczelność to tylko kilka z cech, które ułatwiają im pracę;D Wydarzenia aktualizowane są niemalże natychmiast. Chwila zwłoki nie jest dopuszczalna, przecież sąsiadka spod piątki ma takie samo prawo wiedzieć o tym co ja! A może przy okazji dowiem się co się stało u Nowakowej spod czwórki, o co pokłóciła się z mężem, że drzwi trzaskały tak, że w całej klatce szyby się zatrzęsły;p

Nikomu nie odpuszczą, wszystko muszą wiedzieć, pierwsze skomentować, dorzucić swoje trzy grosze, udzielić rady, która jest jedynym dobrym wyjściem w zaistniałej sytuacji – w końcu pozjadały wszystkie rozumy!
Punktem pozyskiwania informacji – pomijając inne prezenterki, są okna! Najlepiej jak widok z niego roztacza się na szlaki komunikacyjne osiedla, wsi. Taka perspektywa zapewnia informacje, kto z kim gdzie i dlaczego chodzi! Jest kilka sposobów obserwacji. Dyskretny – gdy żądna wiedzy babiczka śledzi zza zasłony wszystkich i wszystko i tylko czasami delikatne poruszenie się firanek lub żaluzji zdradza jej obecność. Nieświadomy człowieczek nie wie, że oko wielkiego brata i tak czuwa i nasze kroki są śledzone. Dopiero później dowiemy się, że chyba musieliśmy się pokłócić z mężem/żoną, bo ta kwaśna mina z rana o tym świadczyła – a człowieczek po prostu nie wyspany z racji kłótni sąsiadów z góry – bo przecież trzeba było posłuchać argumentów obydwu stron, a że kłócili się Kolwascy do 3 w nocy to co – to ich wina!

Kolejny sposób obserwacji– na bezczelnego! Gdy przechodzisz pod blokiem a z okna na parterze wychyla się prezenterka, opierając ręce na poduszce, aby framuga nie gniotła – z resztą po 5h w takiej pozycji to i poduszka może okazać się mało komfortowa. Tutaj jest kontakt w 4 oczy z ofiarą i łowczym! Nie ma opcji się wyminąć, przenikliwym wzrokiem zlustruje delikwenta, czasami przemiłym głosem zapyta o pierdołę aby uśpić czujność a drugie pytanie zwala ofiarę z nóg, wbita szpila zawsze trafia tam gdzie chce się cos ukryć;p ,,Oj coś się Pani Nowakowa poprawiła – czyżby ten brzuszek to kolejny potomek w drodze?” Bogu ducha winna kobieta pofolgowała sobie ostatnimi czasy z jedzeniem - człowiek już nawet spokojnie przytyć nie może – bo pojawiający się brzuch odczytany jest przez otoczenie w jeden tylko sposób! Oczywiste jest, że gdyby przypuszczenie okazało się prawdziwe informacja z prędkością światła obiegłaby okolicę w promieniu kilometra!

Również miejscem gdzie jest duże prawdopodobieństwo spotkania ciotki klotki to ławeczka przed blokiem! Prezenterka najczęściej nie jest wtedy sama – tylko dwie trzy siedzą takie plotkary i od razu na bieżąco komentują otaczającą rzeczywistość! Czasami człowiek nie zdąży zniknąć im z oczu, a już czuje, że weszły na jego temat! Nic nie można z tym zrobić – można nie dawać widocznych powodów do kolejnych sensacji. Jednak i pozorny spokój również stanowi pożywkę do gdybania – może ktoś się załamał, że taki spokojny, depresja? Albo jakaś żałoba w rodzinie! I nie ma końca przypuszczeniom – więc nie wiem co jest gorsze komentowanie informacji sprawdzonych czy to, że same tworzą niebywałe historie koło Twojej osoby! Wyobraźnię ciotki klotki mają nieograniczoną!

Najśmieszniejsza sytuacja jest gdy wracasz z pracy – chcesz mieć święty spokój od wszystkiego, a Nowakowa przydybie Cię na klatce – bo akurat szła do sklepu, nie ważne, że wypatrzyła Cię przez okno już z daleka. I zaczyna się! ,,Wyobraża sobie pan/pani, że ta nowa spod 10 to ona co dzień wyrzuca Śmieci – przecież mieszka sama co ona może mieć ciągle tak często do wyrzucenia?” – No ja pitolę, co mnie obchodzi kto i kiedy i jak często wyrzuca śmieci. Przytakuje się z grzeczności, że słuchasz! Ale potok słów nie kończy się tak szybo – ,,A te dzieciaki Kowalskich to tak hałasowały dzisiaj pod oknami – rozwydrzone bachory – kiedyś to dzieci były grzeczniejsze i słuchały rodziców...” Starasz się jakoś wykręcić od dalszego słuchania – jednak macki zaciskają się coraz ciaśniej i łowczy nie zamierza wypuścić swojego słuchacza dopóki nie podzieli się wszystkimi uwagami i nowymi newsami;) W końcu nie wytrzymujesz! ,,No ja pitolę, czy już nie może Pani znaleźć sobie nic lepszego do roboty! Moda na sukces nie wystarcza!” Jednak stwierdzasz ze zgrozą, że ona nic do siebie nie bierze – i wszystko spływa po niej jak po kaczce. ,,No dobrze, dobrze widzę, że zmęczenie po pracy daje znać o sobie!” – mówi z uśmiecham i odchodzi! A Ty zdębiały stoisz na klatce i wiesz, że nie raz czeka Cię taka rozmowa... Pozostaje się uodpornić i uzbroić się w ogromne pokłady stoickiego spokoju, od co!

Pozdrower!!! Dane wycieczki:
Km:0.01Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl