Wpisy archiwalne w kategorii
100.00 - 149.99 km
Dystans całkowity: | 913.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 15:33 |
Średnia prędkość: | 21.61 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.49 km/h |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 114.12 km i 5h 11m |
Więcej statystyk |
Pod wiatr.....
Czwartek, 23 czerwca 2011 | dodano:23.06.2011Kategoria 100.00 - 149.99 km, Kanarek, treningi, w towarzystwie
To wykonanie baaardzo mi się podoba, ma swój klimat....
Trasa lekka i przyjemna po mierzei, wiatr trochę niestety dokuczał ale i tak jechało się dobrze. Przeprawa przez prom w Świbnie przypomniała mi zeszłoroczne Żuławy w Koło - w tym roku mam nadzieję, że zabawa równie będzie udana jak wtedy! W Sztutowie przystanek na przepyszne lody i ciastko. Powrót tym razem przez Kiezmark siódemką.....
Trasa lekka i przyjemna po mierzei, wiatr trochę niestety dokuczał ale i tak jechało się dobrze. Przeprawa przez prom w Świbnie przypomniała mi zeszłoroczne Żuławy w Koło - w tym roku mam nadzieję, że zabawa równie będzie udana jak wtedy! W Sztutowie przystanek na przepyszne lody i ciastko. Powrót tym razem przez Kiezmark siódemką.....
Dane wycieczki:
Km: | 109.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kanarek - Sprzedany |
Szosowa niedziela.....
Niedziela, 22 maja 2011 | dodano:26.05.2011Kategoria 100.00 - 149.99 km, Kanarek, po 3M, treningi, w towarzystwie
Ta Pani gościła niedawno u mnie, zdecydowanie muszę poświęcić jej więcej uwagi – jej wokal na to zasługuje....
&feature=related
Dzisiaj nie był mój dzień na rower... brak siły w nogach, pozycja na Kanarku, która od x czasu pasowała mi bez zarzutów dzisiaj sprawiała mi nie mały kłopot, bolały ręce, plecy, tyłek, buty uwierały – dawno nie miałam tak złego dnia na rower. Trening na szosie – zapowiadało się w miarę spokojnie – skończyło się jak zwykle – tempo ostre, nie ma zmiłuj się.
W drodze powrotnej na moście wypatrzył mnie Drucikpodczas swojej niedzielnej przebieżki:D miłe zaskoczenie! Pozdrawiam:)
Słońce dawało w kość i to mocno, ręce i nogi zjarane! Wody starczyło na styk!
Pozdrower!!!
&feature=related
Dzisiaj nie był mój dzień na rower... brak siły w nogach, pozycja na Kanarku, która od x czasu pasowała mi bez zarzutów dzisiaj sprawiała mi nie mały kłopot, bolały ręce, plecy, tyłek, buty uwierały – dawno nie miałam tak złego dnia na rower. Trening na szosie – zapowiadało się w miarę spokojnie – skończyło się jak zwykle – tempo ostre, nie ma zmiłuj się.
W drodze powrotnej na moście wypatrzył mnie Drucikpodczas swojej niedzielnej przebieżki:D miłe zaskoczenie! Pozdrawiam:)
Słońce dawało w kość i to mocno, ręce i nogi zjarane! Wody starczyło na styk!
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 123.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kanarek - Sprzedany |
Nie licho....
Poniedziałek, 2 maja 2011 | dodano:10.05.2011Kategoria 100.00 - 149.99 km, Kanarek, treningi, w towarzystwie
Może tym razem jakiś nowszy utwór....
Trasa opracowana na prędkości, czasu nie było za wiele a szkoda go zmarnować. Podstawowe założenie - długi dystans i z dość dobrą średnią.
Pogoda nie rozpieszczała, cały czas chłodno i nawet średnia prędkość powyżej 30 nie rozgrzewała zbytnio.
Cel - Michałów gdzie mieści się jedna z bardziej znanych stadnin koni arabskich. Kilka sztuk nawet udało się zobaczyć.
Powrót w totalnej zimnicy brr.....
Chciałabym jeszcze wrócić w Góry Świętokrzyskie - z większą formą, aby w stu procentach wykorzystać potencjał tego miejsca.
Pozdrower!
Trasa opracowana na prędkości, czasu nie było za wiele a szkoda go zmarnować. Podstawowe założenie - długi dystans i z dość dobrą średnią.
Pogoda nie rozpieszczała, cały czas chłodno i nawet średnia prędkość powyżej 30 nie rozgrzewała zbytnio.
Cel - Michałów gdzie mieści się jedna z bardziej znanych stadnin koni arabskich. Kilka sztuk nawet udało się zobaczyć.
Powrót w totalnej zimnicy brr.....
Głodno, chłodno i do domu daleko© M.
Chciałabym jeszcze wrócić w Góry Świętokrzyskie - z większą formą, aby w stu procentach wykorzystać potencjał tego miejsca.
Pozdrower!
Dane wycieczki:
Km: | 133.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kanarek - Sprzedany |
Górskie szosowanie....
Piątek, 29 kwietnia 2011 | dodano:07.05.2011Kategoria 100.00 - 149.99 km, Kanarek, treningi, w towarzystwie
Rammstain rządzi!
Tym razem szosa.... Pogoda kolejny dzień dopisuje! Po wczorajszym dniu trochę potłuczona i zmęczona, na początku brak pary w nogach - ciężko się kręci... po 30 km nogi powoli się rozgrzewają i można jechać już w miarę przyzwoitym tempem! Podjazdów sporo - na niektórych mam ochotę zsiąść i prowadzić rower, ale tak łatwo się nie poddaję - trening to trening!
W drodze powrotnej jakiś deszcz chce nas zmoczyć, na szczęście burza przechodzi bokiem - jednak temperatura spada nieprzyjemnie nisko.
Pozdrower!!!
Tym razem szosa.... Pogoda kolejny dzień dopisuje! Po wczorajszym dniu trochę potłuczona i zmęczona, na początku brak pary w nogach - ciężko się kręci... po 30 km nogi powoli się rozgrzewają i można jechać już w miarę przyzwoitym tempem! Podjazdów sporo - na niektórych mam ochotę zsiąść i prowadzić rower, ale tak łatwo się nie poddaję - trening to trening!
W drodze powrotnej jakiś deszcz chce nas zmoczyć, na szczęście burza przechodzi bokiem - jednak temperatura spada nieprzyjemnie nisko.
Szosa - to co Kuguary lubią najbardziej;D© M.
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 105.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |
Sprawdzian.....
Niedziela, 6 lutego 2011 | dodano:06.02.2011Kategoria 100.00 - 149.99 km, Kanarek, po 3M, w towarzystwie
,,Weekendowe" klimaty.... trochę ostrzej;D
Wszyscy mają sesje, egzaminy - postanowiłam sobie też coś takiego zafundować tylko na innej płaszczyźnie;) Sprawdzić na co mnie stać. Kierunek Puck (z kilkoma odbiciami na trasie - Rewa i Dębogórze;) Pierwszy założenie aby dojechać aż do Helu, jednak przy wietrze, który dzisiaj nie odpuszczał ani na chwilę, nie dałabym rady;)
Wyjazd o 7, szybka przeprawa przez 3m, o takiej godzinie miasto świeciło pustkami. Wiatr, czasami naprawdę dawał w kość, w szczególności na podjazdach, gdzie czasami zamulałam i to strasznie..... wiem, nad czym muszę popracować. Cala wycieczka dała mi obraz mojej ,,kondycji" a raczej jej braku i tego na co muszę zwrócić uwagę;)
Drogi w 95% procentach suche, od 10 słońce bystro świeciło - jazda od razu przyjemniejsza.
Buty na trasie spisały się świetnie, szczególnie na podjazdach, zdecydowana różnica;)Miałam dwie sytuacje gdzie już prawie leżałam, jednak zawsze w ostatniej chwili przypominałam sobie, żeby wypiąć nogę - ufff.;) Kiedyś się nie uda;)
Pozdrower!!!
Wszyscy mają sesje, egzaminy - postanowiłam sobie też coś takiego zafundować tylko na innej płaszczyźnie;) Sprawdzić na co mnie stać. Kierunek Puck (z kilkoma odbiciami na trasie - Rewa i Dębogórze;) Pierwszy założenie aby dojechać aż do Helu, jednak przy wietrze, który dzisiaj nie odpuszczał ani na chwilę, nie dałabym rady;)
Wyjazd o 7, szybka przeprawa przez 3m, o takiej godzinie miasto świeciło pustkami. Wiatr, czasami naprawdę dawał w kość, w szczególności na podjazdach, gdzie czasami zamulałam i to strasznie..... wiem, nad czym muszę popracować. Cala wycieczka dała mi obraz mojej ,,kondycji" a raczej jej braku i tego na co muszę zwrócić uwagę;)
Drogi w 95% procentach suche, od 10 słońce bystro świeciło - jazda od razu przyjemniejsza.
Na trasie© Kuguar
Buty na trasie spisały się świetnie, szczególnie na podjazdach, zdecydowana różnica;)Miałam dwie sytuacje gdzie już prawie leżałam, jednak zawsze w ostatniej chwili przypominałam sobie, żeby wypiąć nogę - ufff.;) Kiedyś się nie uda;)
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 116.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:20 | km/h: | 21.75 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kanarek - Sprzedany |
Niedzielne szwędanie.....
Niedziela, 12 września 2010 | dodano:12.09.2010Kategoria W szponach Kugu, po 3M, 100.00 - 149.99 km
A teraz spokojnie na koniec dnia.... cały dzień dzisiaj to pianino siedziało mi w głowie....
Nie mam siły już dzisiaj opisać niczego..... jutro coś więcej naskrobie;) ogólnie wszystko wykręcone w Trójmieście;D to tu to tam :)
Edit:
Z rana do kuzynki.... a przy okazji zabawa z Piotrusiem:D tym razem nie musiałam opowiadać bajek – lepszą frajdą okazało się spuszczenia i ponowne pompowanie powietrza w kole:D oraz sto pytań do Cioci:D
Oczywiście Mały najbardziej lubił spuszczać, bo po dwóch razach padł tekst:
-Ciociu to niech ciocia pompuje a ja będę tylko spuszczał:D bo Cioci tak to dobrze wychodzi;D
Naiwa ja... i co mi zostało.... pompowałam a Piotr tylko cyk palec na wentyl i po mojej pracy:D ehh... chyba po prostu mam słabość do niego;)
Kila pytań mnie rozwaliło na łopatki:
-A dlaczego ciocia ma tylko jeden hamulec, nie stać Cioci na więcej....? ;)
I weź tu teraz wytłumacz dziecku co to jest ostre koło, że i tak mam generalnie o jeden hamulec za dużo;)
-A dlaczego Ciocia ma takie sznureczki przy pedałach (czytaj noski)? Ktoś ciągnie za nie?
-A dlaczego ta lampka jest akurat przyczepiona tutaj?
-A dlaczego ten rower jest biały?
-A dlaczego jest takie małe siodełko?
-A dlaczego jak się tu przyciśnie to schodzi powietrze? A idzie ono przez te rurki do drugiego koła?
-A tą pompką można napompować balon?
Serio było ich więcej, ale teraz wszystkich już nie pamiętam....
Później na Wrzeszcz na jedną prezentację... a po południu mały trening i dzień zleciał...
Pozdrower!!!
Nie mam siły już dzisiaj opisać niczego..... jutro coś więcej naskrobie;) ogólnie wszystko wykręcone w Trójmieście;D to tu to tam :)
Edit:
Z rana do kuzynki.... a przy okazji zabawa z Piotrusiem:D tym razem nie musiałam opowiadać bajek – lepszą frajdą okazało się spuszczenia i ponowne pompowanie powietrza w kole:D oraz sto pytań do Cioci:D
Oczywiście Mały najbardziej lubił spuszczać, bo po dwóch razach padł tekst:
-Ciociu to niech ciocia pompuje a ja będę tylko spuszczał:D bo Cioci tak to dobrze wychodzi;D
Naiwa ja... i co mi zostało.... pompowałam a Piotr tylko cyk palec na wentyl i po mojej pracy:D ehh... chyba po prostu mam słabość do niego;)
Kila pytań mnie rozwaliło na łopatki:
-A dlaczego ciocia ma tylko jeden hamulec, nie stać Cioci na więcej....? ;)
I weź tu teraz wytłumacz dziecku co to jest ostre koło, że i tak mam generalnie o jeden hamulec za dużo;)
-A dlaczego Ciocia ma takie sznureczki przy pedałach (czytaj noski)? Ktoś ciągnie za nie?
-A dlaczego ta lampka jest akurat przyczepiona tutaj?
-A dlaczego ten rower jest biały?
-A dlaczego jest takie małe siodełko?
-A dlaczego jak się tu przyciśnie to schodzi powietrze? A idzie ono przez te rurki do drugiego koła?
-A tą pompką można napompować balon?
Serio było ich więcej, ale teraz wszystkich już nie pamiętam....
Później na Wrzeszcz na jedną prezentację... a po południu mały trening i dzień zleciał...
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 107.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |
Kaszebe Runda 2010
Sobota, 29 maja 2010 | dodano:31.05.2010Kategoria 100.00 - 149.99 km, w towarzystwie, ostre ustwki, W szponach Kugu, wyścigi szosowe
Załoga O.K.:D
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;height="700px" width="100%" frameborder="0">
Kaszebe Runda 2010 przeszła do historią, ale na pewno z tym dniem wiążę bardzo miłe wspomnienia.... ale zacznę od początku;)
Rano pobudka, pożywne śniadanie: każdy miał inny przepis na posiłek, który zapewni siły na trasie. Słońce świeciło już bystro, zapowiadając, że później będzie tylko cieplej. Z lekkim spóźnieniem wyruszyliśmy grupką na miejsce startu. W biurze zostawiliśmy zbędne plecaki i o 8.10 wystartowaliśmy. Na starcie spotkałam Piotrka.
Wiedziałam, że wspólny będzie tylko start bo tempa chłopaków powyżej 30 długo nie utrzymam. Przez Kościerzynę eskortowano peleton aż do granic miasta. Za tablicą Kościerzyny każdy pojechał już swoim tempem. I od teraz jechałam sama, przede mną jeszcze przez jakiś czas majaczyły postacie kolarzy jednak nie trwało to długo. Nie wiedziałam z jaką prędkością się turlam, sam licznik został w plecaku, ale magnez zostawiłam w Gdańsku, z pośpiechu zapomniałam go....;/ Do pierwszego punku regeneracyjnego w Borsku na 37km, trochę zamulałam. Do odpoczynku zapraszał Pan z harmonią…
Skusiłam się na pyszną kromkę chleba ze smalcem – palce lizać;) W momencie gdy opuszczałam punktu regeneracyjny wjeżdżała na niego Monika Podeszłam przywitałam się jeszcze, bardzo miło było spotkać kogoś z Bs;) Ruszyłam dalej w drogę, czekały mnie kolejne kilometry do pokonania. Około 5 km za Borskiem wyminęłam jedną rowerzystkę, przywitałam się i pojechałam dalej. Ela bo tak miała na imię – jak się później okazało przechodziła chwilowy kryzys na trasie – przykrzyła jej się samotne pedałowanie. Dogoniła mnie i siadła mi na koło;D Towarzystwo wyszło mi na dobre, od razu lepiej się jechało, zmiany, rozmowa. Na drugim punkcie regeneracyjnym w Sominach zaliczyłam przepiękną wywrotkę – wypięłam lewą nogę z nosków i zamiast przechylić się na lewą stronę – chciałam się oprzeć na prawej – będąc święcie przekonana, że noga jest wolna. I tu małe zdziwienie – ległam na piach jak długa:D Ta lekcja jednak zapadła mi na długo w pamięci;D Chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów i dalej w trasę… Ela prześcigała mnie na zjazdach, ja zaś na podjazdach jechałam pierwsza. Po którymś podjeździe odłączyłam się od Elli i pojechałam dalej swoim tempem. Co chwila wymijali mnie jacyś kolarze, czasami na chwilę udawało mi się usiąść im na koło, ale nie na długo i szybko znikali z pola widzenia…………
Trasa ciągnęła się przez malownicze tereny Kaszub – jeziora, pola, łąki, wspaniały zapach ściółki leśnej pachnącej żywicą. Czasami aż żal było patrzeć na drogę, aby nie przeoczyć wspaniałych krajobrazów…
Słońce paliło niemiłosiernie – wiedziałam, że wieczorem i w nocy ramiona będą pieć żywym ogniem – jak się później okazało, nie wiele się pomyliłam. Przed trzecim punktem regeneracji w Półcznie gromadka dzieciaczków z pomponami zaprasza łado chwili wytchnienia, nie sposób było odmówić:
Tym razem nie oparłam się świeżo smażonym racuchom z cukrem pudrem oraz pochłonęłam dwa kubki kisielu.5 minut odpoczynku i dalej w drogę. Nogi wyjątkowo dobrze znosiły narzucone tempo – co mnie pozytywnie zaskoczyło.
Przed Parchowem najgorszy punkt na całej trasie – koszmarny podjazd, nie dość, że długi to jeszcze bardzo stromy. Gdy brakowało sił pod sam koniec, rozsądek i nogi wołały – nie dam rady – otuchy dodawała kapela, która umiejscowiła się na poboczu i swoimi skocznymi utworami dodawała otuchy kolarzom.
Ich uśmiechy i piosenki dawały lepszego powera niż banan albo izotonic. Noski na trasie (nie licząc tego jednego – teraz jak myślę o tym z perspektywy czasu komicznego zdarzenia) spisywały się wybornie;) Ostatnie 40 km jechało się naprawdę lekko, im dalej tym nogi miały większego kopa…:D
W Sulęczynie kolejna regeneracja, kisiel tym razem był trochę za bardzo rozwodniony, ale jak człowiek spragniony to mu wszystko smakuje…. Ostatni punkt w Stężycy sobie podarowałam. Marzyło mi się już zejść z siodełka, które nie koniecznie jest aż tak wygodne jak mi się wydawało….
Około godziny 13.40 zajechałam na metę, zmęczona ale szczęśliwa…. Dostałam medal i talon na posiłek. Niestety numerka nie zostawiali na pamiątkę, a szkoda….
Ciepły posiłek okazał się błogosławieństwem. Odnalazłam Szymona, który również jechał na 120 km, tylko, że na mecie był już od jakiegoś czasu. Siedliśmy w cieniu i czekaliśmy na resztę grupy która ciągle była na trasie…. Po 16 przyjechał Adam, zmęczony – ale jak wszyscy szczęśliwy, że się udało;)
Po 17 powrót do Trójamiasta.
Wrażenia z imprezy bardzo pozytywne, była to moja pierwsza taka impreza więc nie mam za wiele odniesienia do czegokolwiek. Trasa została oznakowana w taki sposób, że bez problemu wiadomo było gdzie trzeba jechać. Ludzie na trasie przyjaźnie nastawieni do uczestników, jedzenie bardzo dobre. Sądzę, że jeszcze nie raz wezmę udział w tej imprezie, za rok pokuszę się o dystans trochę większy;) Dziękuję również towarzyszom za wspólną wyprawę i dobrą zabawę;)
Pozdrower!!!
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;height="700px" width="100%" frameborder="0">
Kaszebe Runda 2010 przeszła do historią, ale na pewno z tym dniem wiążę bardzo miłe wspomnienia.... ale zacznę od początku;)
Rano pobudka, pożywne śniadanie: każdy miał inny przepis na posiłek, który zapewni siły na trasie. Słońce świeciło już bystro, zapowiadając, że później będzie tylko cieplej. Z lekkim spóźnieniem wyruszyliśmy grupką na miejsce startu. W biurze zostawiliśmy zbędne plecaki i o 8.10 wystartowaliśmy. Na starcie spotkałam Piotrka.
Start© Redakcja rwm.org.pl
I ruszyli…© Redakcja rwm.org.pl
Wiedziałam, że wspólny będzie tylko start bo tempa chłopaków powyżej 30 długo nie utrzymam. Przez Kościerzynę eskortowano peleton aż do granic miasta. Za tablicą Kościerzyny każdy pojechał już swoim tempem. I od teraz jechałam sama, przede mną jeszcze przez jakiś czas majaczyły postacie kolarzy jednak nie trwało to długo. Nie wiedziałam z jaką prędkością się turlam, sam licznik został w plecaku, ale magnez zostawiłam w Gdańsku, z pośpiechu zapomniałam go....;/ Do pierwszego punku regeneracyjnego w Borsku na 37km, trochę zamulałam. Do odpoczynku zapraszał Pan z harmonią…
Grajek….© Redakcja rwm.org.pl
Skusiłam się na pyszną kromkę chleba ze smalcem – palce lizać;) W momencie gdy opuszczałam punktu regeneracyjny wjeżdżała na niego Monika Podeszłam przywitałam się jeszcze, bardzo miło było spotkać kogoś z Bs;) Ruszyłam dalej w drogę, czekały mnie kolejne kilometry do pokonania. Około 5 km za Borskiem wyminęłam jedną rowerzystkę, przywitałam się i pojechałam dalej. Ela bo tak miała na imię – jak się później okazało przechodziła chwilowy kryzys na trasie – przykrzyła jej się samotne pedałowanie. Dogoniła mnie i siadła mi na koło;D Towarzystwo wyszło mi na dobre, od razu lepiej się jechało, zmiany, rozmowa. Na drugim punkcie regeneracyjnym w Sominach zaliczyłam przepiękną wywrotkę – wypięłam lewą nogę z nosków i zamiast przechylić się na lewą stronę – chciałam się oprzeć na prawej – będąc święcie przekonana, że noga jest wolna. I tu małe zdziwienie – ległam na piach jak długa:D Ta lekcja jednak zapadła mi na długo w pamięci;D Chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów i dalej w trasę… Ela prześcigała mnie na zjazdach, ja zaś na podjazdach jechałam pierwsza. Po którymś podjeździe odłączyłam się od Elli i pojechałam dalej swoim tempem. Co chwila wymijali mnie jacyś kolarze, czasami na chwilę udawało mi się usiąść im na koło, ale nie na długo i szybko znikali z pola widzenia…………
Trasa ciągnęła się przez malownicze tereny Kaszub – jeziora, pola, łąki, wspaniały zapach ściółki leśnej pachnącej żywicą. Czasami aż żal było patrzeć na drogę, aby nie przeoczyć wspaniałych krajobrazów…
Malownicze Kaszuby© Redakcja rwm.org.pl
Słońce paliło niemiłosiernie – wiedziałam, że wieczorem i w nocy ramiona będą pieć żywym ogniem – jak się później okazało, nie wiele się pomyliłam. Przed trzecim punktem regeneracji w Półcznie gromadka dzieciaczków z pomponami zaprasza łado chwili wytchnienia, nie sposób było odmówić:
Zjazd na odpoczynek© Redakcja rwm.org.pl
Tym razem nie oparłam się świeżo smażonym racuchom z cukrem pudrem oraz pochłonęłam dwa kubki kisielu.5 minut odpoczynku i dalej w drogę. Nogi wyjątkowo dobrze znosiły narzucone tempo – co mnie pozytywnie zaskoczyło.
Przed Parchowem najgorszy punkt na całej trasie – koszmarny podjazd, nie dość, że długi to jeszcze bardzo stromy. Gdy brakowało sił pod sam koniec, rozsądek i nogi wołały – nie dam rady – otuchy dodawała kapela, która umiejscowiła się na poboczu i swoimi skocznymi utworami dodawała otuchy kolarzom.
Grajki….© Redakcja rwm.org.pl
Ich uśmiechy i piosenki dawały lepszego powera niż banan albo izotonic. Noski na trasie (nie licząc tego jednego – teraz jak myślę o tym z perspektywy czasu komicznego zdarzenia) spisywały się wybornie;) Ostatnie 40 km jechało się naprawdę lekko, im dalej tym nogi miały większego kopa…:D
W Sulęczynie kolejna regeneracja, kisiel tym razem był trochę za bardzo rozwodniony, ale jak człowiek spragniony to mu wszystko smakuje…. Ostatni punkt w Stężycy sobie podarowałam. Marzyło mi się już zejść z siodełka, które nie koniecznie jest aż tak wygodne jak mi się wydawało….
Około godziny 13.40 zajechałam na metę, zmęczona ale szczęśliwa…. Dostałam medal i talon na posiłek. Niestety numerka nie zostawiali na pamiątkę, a szkoda….
Meta :D© Redakcja rwm.org.pl
Ciepły posiłek okazał się błogosławieństwem. Odnalazłam Szymona, który również jechał na 120 km, tylko, że na mecie był już od jakiegoś czasu. Siedliśmy w cieniu i czekaliśmy na resztę grupy która ciągle była na trasie…. Po 16 przyjechał Adam, zmęczony – ale jak wszyscy szczęśliwy, że się udało;)
Po 17 powrót do Trójamiasta.
Wrażenia z imprezy bardzo pozytywne, była to moja pierwsza taka impreza więc nie mam za wiele odniesienia do czegokolwiek. Trasa została oznakowana w taki sposób, że bez problemu wiadomo było gdzie trzeba jechać. Ludzie na trasie przyjaźnie nastawieni do uczestników, jedzenie bardzo dobre. Sądzę, że jeszcze nie raz wezmę udział w tej imprezie, za rok pokuszę się o dystans trochę większy;) Dziękuję również towarzyszom za wspólną wyprawę i dobrą zabawę;)
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 120.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:00 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |
Próba sił - podejście drugie/Kaszuby!
Sobota, 21 listopada 2009 | dodano:21.11.2009Kategoria 100.00 - 149.99 km, po 3M, W szponach Kugu, w towarzystwie, ostre ustwki
Chociaż jazda nie była tak dynamiczna jak wczorajsza - kontynuacja motywu muzycznego.
Dzisiejsza relacja będzie długa i nudna, ostrzegam na początku jeszcze można zrezygnować z czytania:D Żeby nie było, że nie uprzedzałam:D
Wczoraj wieczorem odezwał się do mnie Travis i zaproponował wyprawę na Kaszuby. Czytałam o tej ustawce ostrzaków, jednak znając swoje możliwości jazdy wiedziałam, że to raczej nie miejsce dla mnie - przynajmniej na razie! Jednak okazało się, że będą dwie grupy i jak coś mogę potowarzyszyć ,,góralom". Perspektywa normalnego tempa skusiła mnie. Miałam już plany trasy na sobotę, ale nic mnie nie powstrzymywało, aby je zmienić!!!
Rano jakieś pożywne śniadanie, na deser galaretka agrestowa, spakowanie plecaka z wszystkimi kluczami, dętkami, pompką.... i tym podobnymi rzeczami które mogłyby się przydać na trasie!
0 10 jestem przed Galerią. Grupa Ostrokołowców tym razem liczyła 5 osób + jeden kolega na góralu:)
Jeszcze godzinkę kręciliśmy się po sklepach rowerowych, a to kupić dętki albo pedał albo dokręcić suport i tak jakoś zeszło!
W końcu na trasę wyruszyliśmy przed 11. Słowackiego do góry na Rębiechowo - Banino - Miszewo - Hopy - Łebno - Luzino - Częstkowo - Szemud - Kielno - Chwaszczyno - Reja Sopot - Gdańsk.
To taki tylko zarys, a teraz trochę faktów:D
Nic nie wyszło z drugiej grupy na góralach, ponieważ przyjechał tylko jeden śmiałek - który musiał podporządkować się OK. Nie powiem to mnie też zmartwiło.
A to pierwszy przystanek. Grupa czekała na ostatniego lamera - czyli na mnie. No cóż na górkach po prostu się ślimaczyłam.
Chłopaki byli na tyle mili że co jakiś czas zatrzymywali się i czekali:D Może nie męczyłabym się tak gdyby nie ciągły wiatr w twarz;/ czasami czułam, że pedałuję, pedałuję i kurde nic, co za porażka.....;/
Górki niektóre naprawdę duże. O zgrozo i jedna większej od drugiej. Po drodze zaliczaliśmy kolejne sklepy aby uzupełnić zapasy wysokoenergetycznych produktów: a to banany albo czekolada, kto co lubi.... Nie wiem dokładnie gdzie ale po 30 km kolega na góralu odłączył się i wtedy dopiero zaczęła się ostra jazda.
W pewnym momencie chciałam zawrócić, miałam kryzys - nie wierzyłam, że dam radę, ale pod namową chłopaków postanowiłam jechać dalej. Obiecali, że nie będą tak pędzić - kłamali.....:D no dobra żartuję, eskortę miałam wyborną. Po bananie i 10 min odpoczynku siły wróciły.... nawet próbowałam prześcignąć Mateusza, ale kurcze trochę zabrakło! Jednak widziałam ten strach w oczach.... co będzie później;)
W Łebnie odłączył się Travis. Chciałam wrócić z nim do Gda, jednak nie było takiej opcji, Adam spieszył się, nie dałabym rady dorównać do jego tempa. Strach w oczach, czyli przede mną perspektywa kolejnych 2-3 h pedałowania, no nic - nie ma że boli, wiedziałam na co się piszę....
Ruszyliśmy dalej w trasę.
Teraz jechało się lepiej, wiatr w plecy, częściej zjazdy niż górki, rewelacja! Czasami jechaliśmy zwartą grupa, jednak większą część czasu rozciągnięci na 2-3 km i każdy jechał swoim tempem...
Jakieś 10 km od obwodnicy kolejny przystanek i ustalanie gdzie dokładnie jesteśmy i czy daleko jeszcze..... Niestety daleko, ale humory i tak dopisywały a perspektywa domu zaczynała rysować się coraz wyraźniej.
Od 70 km odnowił mi się ból w prawym kolanie, co nie podnosiło niestety komfortu jazdy, zmiana ustawienia siodła i dalej w drogę.
Tym razem zostałam na maxa w tyle, nawet sylwetki chłopaków nie majaczyły mi na horyzoncie, jechałam dalej. Przy dość sporym zjeździe zagapiłam się i wjechałam w dość porządna dziurę. No dobra jadę dalej....... ale nie za długo...... Przebiła się dętka w przednim kole;/
Zjeżdżam na pobocze i biorę się do pracy, mając nadzieję, że jednak moja nieobecność zostanie zauważona i ktoś wróci po mnie... Wiadomo pierwszy raz zmiany dętki musi kiedyś nastąpić, ale czemu akurat teraz gdy ściemniało się i spieszyło mi się do domu;/
W końcu się udało! Zadowolona, że mogę jechać. Jednak coś mi nie grało jak prowadziłam rower - patrze i mówię już sama do siebie: Nie wierze!!!! W tylnym kole tez fakt;/ No kurde!!!!! co jest grane! głupia dziura, żeby dwa koła załatwić.
Dobrze, że miałam dwie dętki ze sobą. Zabrałam się za zmienianie drugiej. Tym razem to już była brudna robota, łańcuch zrobił swoje.
Za drugim razem szło mi o dziwo gorzej, kurde przydałaby się jakaś pomoc, a tu nic;/ Gdy już montowałam koło w widełkach zauważyłam Mateusza. A jednak pamiętali!!
Dzięki wielkie za to!
W miarę mocno się już ściemniło, czołówki poszły w ruch.
Po ponad półgodzinnym odpoczynku miałam niezłe tempo, spieszyło mi się do domu, jednak ciągle kolano gdzieś tam czułam i to z każdym km mocniej.
Tym razem już cały czas jechaliśmy zwartą grupą, abym się drugi raz nie zgubiła...
Na Spacerowej wjechaliśmy w lasy i ul. Reja zjechaliśmy do Sopotu. Ostatni postój przy stacji.
Niestety zabrakło Adama brązowo - złotego ostrzaka.
Teraz ,,pędem" do domu.
Jeszcze raz dzięki za wyprawę i moc wrażeń!!
Sorki za zaniżanie średniej;p
Dzisiejsza relacja będzie długa i nudna, ostrzegam na początku jeszcze można zrezygnować z czytania:D Żeby nie było, że nie uprzedzałam:D
Wczoraj wieczorem odezwał się do mnie Travis i zaproponował wyprawę na Kaszuby. Czytałam o tej ustawce ostrzaków, jednak znając swoje możliwości jazdy wiedziałam, że to raczej nie miejsce dla mnie - przynajmniej na razie! Jednak okazało się, że będą dwie grupy i jak coś mogę potowarzyszyć ,,góralom". Perspektywa normalnego tempa skusiła mnie. Miałam już plany trasy na sobotę, ale nic mnie nie powstrzymywało, aby je zmienić!!!
Rano jakieś pożywne śniadanie, na deser galaretka agrestowa, spakowanie plecaka z wszystkimi kluczami, dętkami, pompką.... i tym podobnymi rzeczami które mogłyby się przydać na trasie!
0 10 jestem przed Galerią. Grupa Ostrokołowców tym razem liczyła 5 osób + jeden kolega na góralu:)
Jeszcze godzinkę kręciliśmy się po sklepach rowerowych, a to kupić dętki albo pedał albo dokręcić suport i tak jakoś zeszło!
W końcu na trasę wyruszyliśmy przed 11. Słowackiego do góry na Rębiechowo - Banino - Miszewo - Hopy - Łebno - Luzino - Częstkowo - Szemud - Kielno - Chwaszczyno - Reja Sopot - Gdańsk.
To taki tylko zarys, a teraz trochę faktów:D
Nic nie wyszło z drugiej grupy na góralach, ponieważ przyjechał tylko jeden śmiałek - który musiał podporządkować się OK. Nie powiem to mnie też zmartwiło.
A to pierwszy przystanek. Grupa czekała na ostatniego lamera - czyli na mnie. No cóż na górkach po prostu się ślimaczyłam.
Chłopaki byli na tyle mili że co jakiś czas zatrzymywali się i czekali:D Może nie męczyłabym się tak gdyby nie ciągły wiatr w twarz;/ czasami czułam, że pedałuję, pedałuję i kurde nic, co za porażka.....;/
Górki niektóre naprawdę duże. O zgrozo i jedna większej od drugiej. Po drodze zaliczaliśmy kolejne sklepy aby uzupełnić zapasy wysokoenergetycznych produktów: a to banany albo czekolada, kto co lubi.... Nie wiem dokładnie gdzie ale po 30 km kolega na góralu odłączył się i wtedy dopiero zaczęła się ostra jazda.
W pewnym momencie chciałam zawrócić, miałam kryzys - nie wierzyłam, że dam radę, ale pod namową chłopaków postanowiłam jechać dalej. Obiecali, że nie będą tak pędzić - kłamali.....:D no dobra żartuję, eskortę miałam wyborną. Po bananie i 10 min odpoczynku siły wróciły.... nawet próbowałam prześcignąć Mateusza, ale kurcze trochę zabrakło! Jednak widziałam ten strach w oczach.... co będzie później;)
W Łebnie odłączył się Travis. Chciałam wrócić z nim do Gda, jednak nie było takiej opcji, Adam spieszył się, nie dałabym rady dorównać do jego tempa. Strach w oczach, czyli przede mną perspektywa kolejnych 2-3 h pedałowania, no nic - nie ma że boli, wiedziałam na co się piszę....
Mapka poglądowa© kuguar
Ruszyliśmy dalej w trasę.
Teraz jechało się lepiej, wiatr w plecy, częściej zjazdy niż górki, rewelacja! Czasami jechaliśmy zwartą grupa, jednak większą część czasu rozciągnięci na 2-3 km i każdy jechał swoim tempem...
No to gdzie jesteśmy....© kuguar
Daleko jeszcze......© kuguar
Jakieś 10 km od obwodnicy kolejny przystanek i ustalanie gdzie dokładnie jesteśmy i czy daleko jeszcze..... Niestety daleko, ale humory i tak dopisywały a perspektywa domu zaczynała rysować się coraz wyraźniej.
Od 70 km odnowił mi się ból w prawym kolanie, co nie podnosiło niestety komfortu jazdy, zmiana ustawienia siodła i dalej w drogę.
Tym razem zostałam na maxa w tyle, nawet sylwetki chłopaków nie majaczyły mi na horyzoncie, jechałam dalej. Przy dość sporym zjeździe zagapiłam się i wjechałam w dość porządna dziurę. No dobra jadę dalej....... ale nie za długo...... Przebiła się dętka w przednim kole;/
Zjeżdżam na pobocze i biorę się do pracy, mając nadzieję, że jednak moja nieobecność zostanie zauważona i ktoś wróci po mnie... Wiadomo pierwszy raz zmiany dętki musi kiedyś nastąpić, ale czemu akurat teraz gdy ściemniało się i spieszyło mi się do domu;/
Zabawę czas zacząć.....© kuguar
W końcu się udało! Zadowolona, że mogę jechać. Jednak coś mi nie grało jak prowadziłam rower - patrze i mówię już sama do siebie: Nie wierze!!!! W tylnym kole tez fakt;/ No kurde!!!!! co jest grane! głupia dziura, żeby dwa koła załatwić.
Dobrze, że miałam dwie dętki ze sobą. Zabrałam się za zmienianie drugiej. Tym razem to już była brudna robota, łańcuch zrobił swoje.
Za drugim razem szło mi o dziwo gorzej, kurde przydałaby się jakaś pomoc, a tu nic;/ Gdy już montowałam koło w widełkach zauważyłam Mateusza. A jednak pamiętali!!
Dzięki wielkie za to!
Ekipa w komplecie© kuguar
W miarę mocno się już ściemniło, czołówki poszły w ruch.
Po ponad półgodzinnym odpoczynku miałam niezłe tempo, spieszyło mi się do domu, jednak ciągle kolano gdzieś tam czułam i to z każdym km mocniej.
Tym razem już cały czas jechaliśmy zwartą grupą, abym się drugi raz nie zgubiła...
Na Spacerowej wjechaliśmy w lasy i ul. Reja zjechaliśmy do Sopotu. Ostatni postój przy stacji.
Rumaki© kuguar
Niestety zabrakło Adama brązowo - złotego ostrzaka.
Teraz ,,pędem" do domu.
Jeszcze raz dzięki za wyprawę i moc wrażeń!!
Sorki za zaniżanie średniej;p
Dane wycieczki:
Km: | 100.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:13 | km/h: | 19.17 |
Pr. maks.: | 50.49 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |