Kaszebe Runda 2010
Sobota, 29 maja 2010 | dodano:31.05.2010Kategoria 100.00 - 149.99 km, w towarzystwie, ostre ustwki, W szponach Kugu, wyścigi szosowe
Załoga O.K.:D
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;height="700px" width="100%" frameborder="0">
Kaszebe Runda 2010 przeszła do historią, ale na pewno z tym dniem wiążę bardzo miłe wspomnienia.... ale zacznę od początku;)
Rano pobudka, pożywne śniadanie: każdy miał inny przepis na posiłek, który zapewni siły na trasie. Słońce świeciło już bystro, zapowiadając, że później będzie tylko cieplej. Z lekkim spóźnieniem wyruszyliśmy grupką na miejsce startu. W biurze zostawiliśmy zbędne plecaki i o 8.10 wystartowaliśmy. Na starcie spotkałam Piotrka.
Wiedziałam, że wspólny będzie tylko start bo tempa chłopaków powyżej 30 długo nie utrzymam. Przez Kościerzynę eskortowano peleton aż do granic miasta. Za tablicą Kościerzyny każdy pojechał już swoim tempem. I od teraz jechałam sama, przede mną jeszcze przez jakiś czas majaczyły postacie kolarzy jednak nie trwało to długo. Nie wiedziałam z jaką prędkością się turlam, sam licznik został w plecaku, ale magnez zostawiłam w Gdańsku, z pośpiechu zapomniałam go....;/ Do pierwszego punku regeneracyjnego w Borsku na 37km, trochę zamulałam. Do odpoczynku zapraszał Pan z harmonią…
Skusiłam się na pyszną kromkę chleba ze smalcem – palce lizać;) W momencie gdy opuszczałam punktu regeneracyjny wjeżdżała na niego Monika Podeszłam przywitałam się jeszcze, bardzo miło było spotkać kogoś z Bs;) Ruszyłam dalej w drogę, czekały mnie kolejne kilometry do pokonania. Około 5 km za Borskiem wyminęłam jedną rowerzystkę, przywitałam się i pojechałam dalej. Ela bo tak miała na imię – jak się później okazało przechodziła chwilowy kryzys na trasie – przykrzyła jej się samotne pedałowanie. Dogoniła mnie i siadła mi na koło;D Towarzystwo wyszło mi na dobre, od razu lepiej się jechało, zmiany, rozmowa. Na drugim punkcie regeneracyjnym w Sominach zaliczyłam przepiękną wywrotkę – wypięłam lewą nogę z nosków i zamiast przechylić się na lewą stronę – chciałam się oprzeć na prawej – będąc święcie przekonana, że noga jest wolna. I tu małe zdziwienie – ległam na piach jak długa:D Ta lekcja jednak zapadła mi na długo w pamięci;D Chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów i dalej w trasę… Ela prześcigała mnie na zjazdach, ja zaś na podjazdach jechałam pierwsza. Po którymś podjeździe odłączyłam się od Elli i pojechałam dalej swoim tempem. Co chwila wymijali mnie jacyś kolarze, czasami na chwilę udawało mi się usiąść im na koło, ale nie na długo i szybko znikali z pola widzenia…………
Trasa ciągnęła się przez malownicze tereny Kaszub – jeziora, pola, łąki, wspaniały zapach ściółki leśnej pachnącej żywicą. Czasami aż żal było patrzeć na drogę, aby nie przeoczyć wspaniałych krajobrazów…
Słońce paliło niemiłosiernie – wiedziałam, że wieczorem i w nocy ramiona będą pieć żywym ogniem – jak się później okazało, nie wiele się pomyliłam. Przed trzecim punktem regeneracji w Półcznie gromadka dzieciaczków z pomponami zaprasza łado chwili wytchnienia, nie sposób było odmówić:
Tym razem nie oparłam się świeżo smażonym racuchom z cukrem pudrem oraz pochłonęłam dwa kubki kisielu.5 minut odpoczynku i dalej w drogę. Nogi wyjątkowo dobrze znosiły narzucone tempo – co mnie pozytywnie zaskoczyło.
Przed Parchowem najgorszy punkt na całej trasie – koszmarny podjazd, nie dość, że długi to jeszcze bardzo stromy. Gdy brakowało sił pod sam koniec, rozsądek i nogi wołały – nie dam rady – otuchy dodawała kapela, która umiejscowiła się na poboczu i swoimi skocznymi utworami dodawała otuchy kolarzom.
Ich uśmiechy i piosenki dawały lepszego powera niż banan albo izotonic. Noski na trasie (nie licząc tego jednego – teraz jak myślę o tym z perspektywy czasu komicznego zdarzenia) spisywały się wybornie;) Ostatnie 40 km jechało się naprawdę lekko, im dalej tym nogi miały większego kopa…:D
W Sulęczynie kolejna regeneracja, kisiel tym razem był trochę za bardzo rozwodniony, ale jak człowiek spragniony to mu wszystko smakuje…. Ostatni punkt w Stężycy sobie podarowałam. Marzyło mi się już zejść z siodełka, które nie koniecznie jest aż tak wygodne jak mi się wydawało….
Około godziny 13.40 zajechałam na metę, zmęczona ale szczęśliwa…. Dostałam medal i talon na posiłek. Niestety numerka nie zostawiali na pamiątkę, a szkoda….
Ciepły posiłek okazał się błogosławieństwem. Odnalazłam Szymona, który również jechał na 120 km, tylko, że na mecie był już od jakiegoś czasu. Siedliśmy w cieniu i czekaliśmy na resztę grupy która ciągle była na trasie…. Po 16 przyjechał Adam, zmęczony – ale jak wszyscy szczęśliwy, że się udało;)
Po 17 powrót do Trójamiasta.
Wrażenia z imprezy bardzo pozytywne, była to moja pierwsza taka impreza więc nie mam za wiele odniesienia do czegokolwiek. Trasa została oznakowana w taki sposób, że bez problemu wiadomo było gdzie trzeba jechać. Ludzie na trasie przyjaźnie nastawieni do uczestników, jedzenie bardzo dobre. Sądzę, że jeszcze nie raz wezmę udział w tej imprezie, za rok pokuszę się o dystans trochę większy;) Dziękuję również towarzyszom za wspólną wyprawę i dobrą zabawę;)
Pozdrower!!!
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;feature=related<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;height="700px" width="100%" frameborder="0">
Kaszebe Runda 2010 przeszła do historią, ale na pewno z tym dniem wiążę bardzo miłe wspomnienia.... ale zacznę od początku;)
Rano pobudka, pożywne śniadanie: każdy miał inny przepis na posiłek, który zapewni siły na trasie. Słońce świeciło już bystro, zapowiadając, że później będzie tylko cieplej. Z lekkim spóźnieniem wyruszyliśmy grupką na miejsce startu. W biurze zostawiliśmy zbędne plecaki i o 8.10 wystartowaliśmy. Na starcie spotkałam Piotrka.
Start© Redakcja rwm.org.pl
I ruszyli…© Redakcja rwm.org.pl
Wiedziałam, że wspólny będzie tylko start bo tempa chłopaków powyżej 30 długo nie utrzymam. Przez Kościerzynę eskortowano peleton aż do granic miasta. Za tablicą Kościerzyny każdy pojechał już swoim tempem. I od teraz jechałam sama, przede mną jeszcze przez jakiś czas majaczyły postacie kolarzy jednak nie trwało to długo. Nie wiedziałam z jaką prędkością się turlam, sam licznik został w plecaku, ale magnez zostawiłam w Gdańsku, z pośpiechu zapomniałam go....;/ Do pierwszego punku regeneracyjnego w Borsku na 37km, trochę zamulałam. Do odpoczynku zapraszał Pan z harmonią…
Grajek….© Redakcja rwm.org.pl
Skusiłam się na pyszną kromkę chleba ze smalcem – palce lizać;) W momencie gdy opuszczałam punktu regeneracyjny wjeżdżała na niego Monika Podeszłam przywitałam się jeszcze, bardzo miło było spotkać kogoś z Bs;) Ruszyłam dalej w drogę, czekały mnie kolejne kilometry do pokonania. Około 5 km za Borskiem wyminęłam jedną rowerzystkę, przywitałam się i pojechałam dalej. Ela bo tak miała na imię – jak się później okazało przechodziła chwilowy kryzys na trasie – przykrzyła jej się samotne pedałowanie. Dogoniła mnie i siadła mi na koło;D Towarzystwo wyszło mi na dobre, od razu lepiej się jechało, zmiany, rozmowa. Na drugim punkcie regeneracyjnym w Sominach zaliczyłam przepiękną wywrotkę – wypięłam lewą nogę z nosków i zamiast przechylić się na lewą stronę – chciałam się oprzeć na prawej – będąc święcie przekonana, że noga jest wolna. I tu małe zdziwienie – ległam na piach jak długa:D Ta lekcja jednak zapadła mi na długo w pamięci;D Chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów i dalej w trasę… Ela prześcigała mnie na zjazdach, ja zaś na podjazdach jechałam pierwsza. Po którymś podjeździe odłączyłam się od Elli i pojechałam dalej swoim tempem. Co chwila wymijali mnie jacyś kolarze, czasami na chwilę udawało mi się usiąść im na koło, ale nie na długo i szybko znikali z pola widzenia…………
Trasa ciągnęła się przez malownicze tereny Kaszub – jeziora, pola, łąki, wspaniały zapach ściółki leśnej pachnącej żywicą. Czasami aż żal było patrzeć na drogę, aby nie przeoczyć wspaniałych krajobrazów…
Malownicze Kaszuby© Redakcja rwm.org.pl
Słońce paliło niemiłosiernie – wiedziałam, że wieczorem i w nocy ramiona będą pieć żywym ogniem – jak się później okazało, nie wiele się pomyliłam. Przed trzecim punktem regeneracji w Półcznie gromadka dzieciaczków z pomponami zaprasza łado chwili wytchnienia, nie sposób było odmówić:
Zjazd na odpoczynek© Redakcja rwm.org.pl
Tym razem nie oparłam się świeżo smażonym racuchom z cukrem pudrem oraz pochłonęłam dwa kubki kisielu.5 minut odpoczynku i dalej w drogę. Nogi wyjątkowo dobrze znosiły narzucone tempo – co mnie pozytywnie zaskoczyło.
Przed Parchowem najgorszy punkt na całej trasie – koszmarny podjazd, nie dość, że długi to jeszcze bardzo stromy. Gdy brakowało sił pod sam koniec, rozsądek i nogi wołały – nie dam rady – otuchy dodawała kapela, która umiejscowiła się na poboczu i swoimi skocznymi utworami dodawała otuchy kolarzom.
Grajki….© Redakcja rwm.org.pl
Ich uśmiechy i piosenki dawały lepszego powera niż banan albo izotonic. Noski na trasie (nie licząc tego jednego – teraz jak myślę o tym z perspektywy czasu komicznego zdarzenia) spisywały się wybornie;) Ostatnie 40 km jechało się naprawdę lekko, im dalej tym nogi miały większego kopa…:D
W Sulęczynie kolejna regeneracja, kisiel tym razem był trochę za bardzo rozwodniony, ale jak człowiek spragniony to mu wszystko smakuje…. Ostatni punkt w Stężycy sobie podarowałam. Marzyło mi się już zejść z siodełka, które nie koniecznie jest aż tak wygodne jak mi się wydawało….
Około godziny 13.40 zajechałam na metę, zmęczona ale szczęśliwa…. Dostałam medal i talon na posiłek. Niestety numerka nie zostawiali na pamiątkę, a szkoda….
Meta :D© Redakcja rwm.org.pl
Ciepły posiłek okazał się błogosławieństwem. Odnalazłam Szymona, który również jechał na 120 km, tylko, że na mecie był już od jakiegoś czasu. Siedliśmy w cieniu i czekaliśmy na resztę grupy która ciągle była na trasie…. Po 16 przyjechał Adam, zmęczony – ale jak wszyscy szczęśliwy, że się udało;)
Po 17 powrót do Trójamiasta.
Wrażenia z imprezy bardzo pozytywne, była to moja pierwsza taka impreza więc nie mam za wiele odniesienia do czegokolwiek. Trasa została oznakowana w taki sposób, że bez problemu wiadomo było gdzie trzeba jechać. Ludzie na trasie przyjaźnie nastawieni do uczestników, jedzenie bardzo dobre. Sądzę, że jeszcze nie raz wezmę udział w tej imprezie, za rok pokuszę się o dystans trochę większy;) Dziękuję również towarzyszom za wspólną wyprawę i dobrą zabawę;)
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 120.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:00 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |
Komentarze
A wiesz co - że byłoby możliwe.... 90 km już nim w ciągu jednego dnia przejechałam ;) No a impreza i towarzystwo atrakcyjne bezdyskusyjnie :)
yoasia - 10:42 czwartek, 3 czerwca 2010 | linkuj
Dziołcha - BOSKO WYGLĄDASZ :) Tyle powiem. No i w ogóle z tego co czytam - to musiało być przesympatycznie - tylko pozazdrościć :)
No i te 120 km na ostrym kole...
I te racuchy... yoasia - 09:54 czwartek, 3 czerwca 2010 | linkuj
No i te 120 km na ostrym kole...
I te racuchy... yoasia - 09:54 czwartek, 3 czerwca 2010 | linkuj
BRAWO!!!
Świetna sprawa wystartować na ostrym w dłuższym dystansie. Na pewno jeszcze nie raz wystartujesz bo z Twojego opisu widać, że Ci się spodobało ;)
Tak trzymaj!
Pozdrawiam mavic - 20:58 środa, 2 czerwca 2010 | linkuj
Świetna sprawa wystartować na ostrym w dłuższym dystansie. Na pewno jeszcze nie raz wystartujesz bo z Twojego opisu widać, że Ci się spodobało ;)
Tak trzymaj!
Pozdrawiam mavic - 20:58 środa, 2 czerwca 2010 | linkuj
Gratuluje dystansu! ;)
Moje pracę nad OK się trochę przedłużają, ale myślę że za dwa tygodnie będzie można nim jeździc ;)
Pozdrawiam! mruczek509 - 18:22 środa, 2 czerwca 2010 | linkuj
Moje pracę nad OK się trochę przedłużają, ale myślę że za dwa tygodnie będzie można nim jeździc ;)
Pozdrawiam! mruczek509 - 18:22 środa, 2 czerwca 2010 | linkuj
Ale udało Cie się z pogodą :)
A mnie ciągle pada.
Relacja jak zwykle świetna, super się to czyta :)
Dystans niczego sobie. feels3 - 09:40 środa, 2 czerwca 2010 | linkuj
A mnie ciągle pada.
Relacja jak zwykle świetna, super się to czyta :)
Dystans niczego sobie. feels3 - 09:40 środa, 2 czerwca 2010 | linkuj
Super ;-) Świetna relacja i piękna średnia. Ja w ubiegłym też jechałem 120, w tym pokusiłem się o dłuższy- super- polecam. Mam nadzieję, że w przyszłym roku spotkamy się na starcie na 215 ;-) Pozdrower.
marchos - 18:45 wtorek, 1 czerwca 2010 | linkuj
Bardzo fajna relacja! Jedyny co pamiętam z Kaszubów to ich zarąbisty alfabet... "to je całe a to pół" itd. itd.
W Sominach przyjdzie mi w tym roku spędzić trzy miesiące. Niestety bez czasu na rower, ale biorę go na wszelki wypadek. rammzes - 06:56 wtorek, 1 czerwca 2010 | linkuj
W Sominach przyjdzie mi w tym roku spędzić trzy miesiące. Niestety bez czasu na rower, ale biorę go na wszelki wypadek. rammzes - 06:56 wtorek, 1 czerwca 2010 | linkuj
Gratuluję debiutu. W rowerowaniu trzeba wszystkiego spróbować :)
marusia - 21:45 poniedziałek, 31 maja 2010 | linkuj
Niezly dystans, srednia tez wysoka jak na druga setk w zyciu (jak sadze ;p). Szkoda ze nie masz wiecej zdjec widoczkow ;). Wreszcie zdjecie na rowerze, jaka radosc na widok ... jedzenia ;p?
wiem juz cos na temat "kolarskiej" opalenizny, nawet w tym roku mimo niewielkiej dawki slonca widac roznorodne ubarwienie ;)
gratulacje !
jakie sa inne dystanse? ponad 200 km? bartek9007 - 20:54 poniedziałek, 31 maja 2010 | linkuj
wiem juz cos na temat "kolarskiej" opalenizny, nawet w tym roku mimo niewielkiej dawki slonca widac roznorodne ubarwienie ;)
gratulacje !
jakie sa inne dystanse? ponad 200 km? bartek9007 - 20:54 poniedziałek, 31 maja 2010 | linkuj
Cześć ! Gratuluję dystansu i czasu ! Relacja super !
Do następnego spotkania !
Pozdrawiam ! emonika - 20:49 poniedziałek, 31 maja 2010 | linkuj
Komentuj
Do następnego spotkania !
Pozdrawiam ! emonika - 20:49 poniedziałek, 31 maja 2010 | linkuj