NFZ..... na wesoło;)
Piątek, 3 września 2010 | dodano:03.09.2010Kategoria nierowerowo, popierdółki, z humorem, teksty by kuguar
W końcu przepisałam z tych karteczek kolejny wpis... ciężko było się rozczytać, ale się udało:)
Kiedyś, teraz dokładnie nie pamiętam gdzie – zobaczyłam pocieszne rozwinięcie tego skrótu: Narodowa Fabryka zgonów... hmm no dobra, może nie pocieszne ale tragiczne w swojej prawdziwości;)
Gdy człowiek cieszy się zdrowiem i nic go nie boli, nie łupie w krzyżu, chodzi, biega, jeździ na rowerze – nie zdaje sobie sprawy jakie ma szczęście i ile problemów go omija – np. z chodzeniem po przychodniach! Jeśli ma się więcej kasy – to spoko – wizyta u prywatnego doktora i po kłopocie. Przynajmniej tam człowiek wie, że zostanie wysłuchany do końca i na wszelkiego rodzaju dolegliwości nie dostanie przeciwbólowych – tylko faktycznie lek z prawdziwego zdarzenia, który pomoże – w większości przypadków – bo i z tym bywa różnie!
Ale z drugiej strony po jaką cholerę co miesiąc z naszych pensji zabierają nam składki zdrowotne skoro czasami na samą myśl pojawienia się w przychodni przechodzą mnie dreszcze...
Schody zaczynają się w momencie gdy faktycznie nie mamy już wyjścia i musimy udać się do lekarza, bo źle z nami. Wtedy okazuje się, że akurat teraz, skończyły się karteczki w książeczce RUM, a bez tego przybytku i tak nie mamy co się pokazywać w rejestracji! Teraz weź szukaj człowieku miejsca w którym dodrukują drogocenne strony – wiąże się to z wcześniejszym urwaniem z pracy – bo oczywiście urzędy tylko do 15 – później i tak czas trzeb odpracować w robocie. Gdy szczęśliwy w końcu masz jeszcze ciepłą książeczkę następnego dnia czeka jeszcze większe wyzwanie. Wiesz, że rejestracja od 7.00, więc zakładasz, że pojawiając się o 6.55 spokojnie zapewni Ci dostanie się do Twojego lekarza pierwszego kontaktu! Puchu marny – nigdy nie byłeś w większym błędzie!!!
Rano okazuje się, że kolejka do okienka wypełnia całe pomieszczenie poczekalni. Przecierasz zaspane oczy ze zdziwienia, ale nic to nie pomoże – oni nie znikną! Nie ma mowy o dostaniu się do lekarza dzisiaj! Dziadkowie i babcie ledwo trzymający się na nogach dzielnie bronią swojego miejsca w ogonku. Na próżno prośby i tłumaczenia, że brałeś dzień wolnego aby dostać się do doktora. Postraszą jeszcze laską i z wyrzutem powiedzą, że starszym należy się szacunek i ,,Ty młody szczyl” nie będziesz się rządzić, masz siły – możesz postać dłużej! Wkurzony wracasz do roboty i prosisz szefa o przesunięcie dnia wolnego. Jutro zaatakujesz ponownie! Myślisz sobie - ,,6.55 nie! To 6.25 musi być już okej – nie ma bata!”
Wstajesz rano niewyspany, na zewnątrz jeszcze ciemno jak w d... w nocy, ale powiedziałeś sobie, że tak łatwo nie odpuścisz. Jakoś dotarłeś do przychodzi – drogę pamiętasz jak przez sen, parkując auto zarysowałeś jeszcze bok o słupek – rysa głęboka jak rów Mariański, no trudno – dobrze, że nie ma ofiar w ludziach! Wchodzisz do poczekalni i w tym momencie wyrywa Ci się ,,O rzesz kuźwa.... – Nie wierzę!” Pomieszczenie jest tak samo pełne jak wczoraj. ,,No ja pitolę... Czy Ci ludzie nie mogą spać!” – rzucasz gromy w myślach! Jeszcze większe zdziwienie Cię ogarnia gdy zdajesz sobie sprawę, że kilka osób widziałeś wczoraj i na pewno dostali się do lekarza - ,,Co jest grane – chodzą do przychodni jak do kościoła, czy jak?”
Czekasz dzielnie na swoją kolej w ogonku – nawet nie chcesz już się pytać, czy ktoś wpuści Cię przed siebie – nie widzisz sensu.... Śmiejesz się w duchu bo przed 7 pojawia się podobny osobnik jak Ty wczoraj! Teraz już wiesz jaką miałeś minę gdy zobaczyłeś wypełnione po brzegi poczekalnię..... – mina naprawdę była bezbłędna!
Później pielęgniarka ma problem ze znalezieniem Twojej karty – przy remoncie przychodni gdzieś musieli ją zawieruszyć! Starasz się zachować spokój aby nie zacząć wrzeszczeć na nich! Stosujesz różne techniki relaksacyjne - głębokie wdechy i wydechy, liczysz do 10, powtarzasz sobie jak mantrę: ,,Jestem oazą spokoju. Pierdzielonym kuźwa wyluzowanym kwiatem Lotosu na jedwabistej tafli jeziora...!”
W końcu zwycięstwo! Dostajesz numerek i idziesz pod wskazany gabinet. Padasz bez sił na fotel pod pokojem i cierpliwie czekasz na swoją kolej. W głowie pustka, obija Ci się w makówce tylko jedna myśl – po co tak właściwie przyszedłeś i co tu robisz, skoro dolegliwości, które Cię nękały zdążyły ustąpić..... c.d.n.
Pozdrower!!!
Kiedyś, teraz dokładnie nie pamiętam gdzie – zobaczyłam pocieszne rozwinięcie tego skrótu: Narodowa Fabryka zgonów... hmm no dobra, może nie pocieszne ale tragiczne w swojej prawdziwości;)
Gdy człowiek cieszy się zdrowiem i nic go nie boli, nie łupie w krzyżu, chodzi, biega, jeździ na rowerze – nie zdaje sobie sprawy jakie ma szczęście i ile problemów go omija – np. z chodzeniem po przychodniach! Jeśli ma się więcej kasy – to spoko – wizyta u prywatnego doktora i po kłopocie. Przynajmniej tam człowiek wie, że zostanie wysłuchany do końca i na wszelkiego rodzaju dolegliwości nie dostanie przeciwbólowych – tylko faktycznie lek z prawdziwego zdarzenia, który pomoże – w większości przypadków – bo i z tym bywa różnie!
Ale z drugiej strony po jaką cholerę co miesiąc z naszych pensji zabierają nam składki zdrowotne skoro czasami na samą myśl pojawienia się w przychodni przechodzą mnie dreszcze...
Schody zaczynają się w momencie gdy faktycznie nie mamy już wyjścia i musimy udać się do lekarza, bo źle z nami. Wtedy okazuje się, że akurat teraz, skończyły się karteczki w książeczce RUM, a bez tego przybytku i tak nie mamy co się pokazywać w rejestracji! Teraz weź szukaj człowieku miejsca w którym dodrukują drogocenne strony – wiąże się to z wcześniejszym urwaniem z pracy – bo oczywiście urzędy tylko do 15 – później i tak czas trzeb odpracować w robocie. Gdy szczęśliwy w końcu masz jeszcze ciepłą książeczkę następnego dnia czeka jeszcze większe wyzwanie. Wiesz, że rejestracja od 7.00, więc zakładasz, że pojawiając się o 6.55 spokojnie zapewni Ci dostanie się do Twojego lekarza pierwszego kontaktu! Puchu marny – nigdy nie byłeś w większym błędzie!!!
Rano okazuje się, że kolejka do okienka wypełnia całe pomieszczenie poczekalni. Przecierasz zaspane oczy ze zdziwienia, ale nic to nie pomoże – oni nie znikną! Nie ma mowy o dostaniu się do lekarza dzisiaj! Dziadkowie i babcie ledwo trzymający się na nogach dzielnie bronią swojego miejsca w ogonku. Na próżno prośby i tłumaczenia, że brałeś dzień wolnego aby dostać się do doktora. Postraszą jeszcze laską i z wyrzutem powiedzą, że starszym należy się szacunek i ,,Ty młody szczyl” nie będziesz się rządzić, masz siły – możesz postać dłużej! Wkurzony wracasz do roboty i prosisz szefa o przesunięcie dnia wolnego. Jutro zaatakujesz ponownie! Myślisz sobie - ,,6.55 nie! To 6.25 musi być już okej – nie ma bata!”
Wstajesz rano niewyspany, na zewnątrz jeszcze ciemno jak w d... w nocy, ale powiedziałeś sobie, że tak łatwo nie odpuścisz. Jakoś dotarłeś do przychodzi – drogę pamiętasz jak przez sen, parkując auto zarysowałeś jeszcze bok o słupek – rysa głęboka jak rów Mariański, no trudno – dobrze, że nie ma ofiar w ludziach! Wchodzisz do poczekalni i w tym momencie wyrywa Ci się ,,O rzesz kuźwa.... – Nie wierzę!” Pomieszczenie jest tak samo pełne jak wczoraj. ,,No ja pitolę... Czy Ci ludzie nie mogą spać!” – rzucasz gromy w myślach! Jeszcze większe zdziwienie Cię ogarnia gdy zdajesz sobie sprawę, że kilka osób widziałeś wczoraj i na pewno dostali się do lekarza - ,,Co jest grane – chodzą do przychodni jak do kościoła, czy jak?”
Czekasz dzielnie na swoją kolej w ogonku – nawet nie chcesz już się pytać, czy ktoś wpuści Cię przed siebie – nie widzisz sensu.... Śmiejesz się w duchu bo przed 7 pojawia się podobny osobnik jak Ty wczoraj! Teraz już wiesz jaką miałeś minę gdy zobaczyłeś wypełnione po brzegi poczekalnię..... – mina naprawdę była bezbłędna!
Później pielęgniarka ma problem ze znalezieniem Twojej karty – przy remoncie przychodni gdzieś musieli ją zawieruszyć! Starasz się zachować spokój aby nie zacząć wrzeszczeć na nich! Stosujesz różne techniki relaksacyjne - głębokie wdechy i wydechy, liczysz do 10, powtarzasz sobie jak mantrę: ,,Jestem oazą spokoju. Pierdzielonym kuźwa wyluzowanym kwiatem Lotosu na jedwabistej tafli jeziora...!”
W końcu zwycięstwo! Dostajesz numerek i idziesz pod wskazany gabinet. Padasz bez sił na fotel pod pokojem i cierpliwie czekasz na swoją kolej. W głowie pustka, obija Ci się w makówce tylko jedna myśl – po co tak właściwie przyszedłeś i co tu robisz, skoro dolegliwości, które Cię nękały zdążyły ustąpić..... c.d.n.
Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Komentarze
Pięknie napisane... oj... długo tu nie zaglądałam... BŁĄD!!!
Pozdrawiam ;) kosma100 - 04:08 sobota, 11 września 2010 | linkuj
Pozdrawiam ;) kosma100 - 04:08 sobota, 11 września 2010 | linkuj
Ciekawa kategoria "teksty by kuguar". Choć temat wątku bardzo dobrze znany, świetnie przez Ciebie opisany. Masz talent, czekam na następne wypociny.
inimicus - 11:41 poniedziałek, 6 września 2010 | linkuj
Tez czasami nie mogę się rozczytać, niby własną ręką pisane, ale weź się człowieku domyśl ;p
Djablica - 10:10 sobota, 4 września 2010 | linkuj
Ja jeszcze jestem zapisany w przychodni dla dzieci i póki nie zwrócą mi uwagi nigdzie nie mam zamiaru się przenosić do dorosłych.
Gorsze od tego czekania jest stosunek lekarzy co do osoby która przyszła państwowo... :/ Zobaczy od niechcenia co Ci dolega, tak jak napisałaś przypisze środek przeciwbólowy i radź sobie bracie sam.... rammzes - 13:52 piątek, 3 września 2010 | linkuj
Komentuj
Gorsze od tego czekania jest stosunek lekarzy co do osoby która przyszła państwowo... :/ Zobaczy od niechcenia co Ci dolega, tak jak napisałaś przypisze środek przeciwbólowy i radź sobie bracie sam.... rammzes - 13:52 piątek, 3 września 2010 | linkuj