Wpisy archiwalne w kategorii
w towarzystwie
Dystans całkowity: | 6358.21 km (w terenie 198.90 km; 3.13%) |
Czas w ruchu: | 22:58 |
Średnia prędkość: | 24.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.49 km/h |
Liczba aktywności: | 117 |
Średnio na aktywność: | 54.34 km i 5h 44m |
Więcej statystyk |
Relaks....
Piątek, 23 kwietnia 2010 | dodano:24.04.2010Kategoria 0.00 - 49.99 km, ostre ustwki, po 3M, W szponach Kugu, w towarzystwie
Joe już kiedyś u mnie gościł, ale warto o nim przypomnieć;D
Wieczorem w ramach relaksu wybrałam się na ostrokołową ustawkę... w końcu udało mi się pojawić w tym roku na takiej. Nie raz się zbierała, ale jakieś dziwne zrządzenia losu przeszkadzało w realizacji zamierzonego planu.
Zbiórka na Placu Zdrojowym przy molo w Sopocie. Zebrała się spora grupka, 9 ostrych w jednym miejscu, naprawdę super!!! Plus jeden śmiałek na szosie!
Plan gdzie jedziemy zmieniał się naprawdę dynamicznie, generalnie skończyło się na ogólnym szwędaniu po Gdańsku...
Do następnego razu, PozdrOSTRO!!!
Wieczorem w ramach relaksu wybrałam się na ostrokołową ustawkę... w końcu udało mi się pojawić w tym roku na takiej. Nie raz się zbierała, ale jakieś dziwne zrządzenia losu przeszkadzało w realizacji zamierzonego planu.
Zbiórka na Placu Zdrojowym przy molo w Sopocie. Zebrała się spora grupka, 9 ostrych w jednym miejscu, naprawdę super!!! Plus jeden śmiałek na szosie!
Plan gdzie jedziemy zmieniał się naprawdę dynamicznie, generalnie skończyło się na ogólnym szwędaniu po Gdańsku...
Do następnego razu, PozdrOSTRO!!!
Dane wycieczki:
Km: | 23.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Rowerowy Sylwester.....:)
Czwartek, 31 grudnia 2009 | dodano:01.01.2010Kategoria 0.00 - 49.99 km, W szponach Kugu, w towarzystwie
Na początek bardzo POZYTYWNY filmik z kawałkiem dobrej muzyczki... fajna inicjatywa:D
Nie brałam aparatu, dlatego muszę się posiłkować na zdjęciach wrzuconych przez innych uczestników wyprawy.
Relację oraz foty można znaleźć na tej stronie.
Trasa: Rumia- Osłonino- Rzucewo- Puck- Władysławowo- Chałupy- Kuźnice- Chałupy- Władysławowo- Puck- Żelistrzewo- Mrzezino- Rumia
Niestety z ekipą dojechałam tylko do Pucka, ale wszystko po kolei:D
Udało mi się namówić również na wyprawę koleżankę Kasię. O 19 wsiadamy w Skmkę na Politechnice, miłe zaskoczenie w ostatnim wagonie od Gdańska jadą pierwsi śmiałkowie wyprawy;) Ustawienie rowerów, przedstawienie się. Na kolejnych stacjach wsiadali następni uczestnicy:D
Punkt 20.00 ruszamy z Rumi w drogę. Jako grupa byliśmy nie lada atrakcją dla przechodniów, trochę ze zdziwieniem i niedowierzaniem odprowadzali nas wzrokiem - inni życzyli udanej wyprawy:D fajna sprawa:D
3km za Rumią niestety ekipa się uszczupla o Kasię, która jednak podejmuje decyzję o powrocie.
Reszta śmiałków jedzie dalej. I tu ma miejsce mój widowiskowy upadek:D
Droga generalnie cały czas biała, nagle widzę ciemną powierzchnię, myślę sobie, goła ziemia. Niestety okazało się to Czarnym Złem (czytaj lód) - moje ,,super ekstra, zimowe" opony nie dały rady:D leżałam jak długa.....;D Michał i Krzysiek pomogli mi się z tego pozbierać, na szczęście tylko delikatnie stłuczone lewe kolano - to jeszcze mogłam przeżyć, gorzej jak by poszła butelka szampana:D
Księżyc przyświecał drogę, jechało się rewelacyjnie. Do momentu gdy przyszła pora na Klify... Generalnie udało się, ale nie było łatwo! Dzielnie na końcu towarzyszył mi Krzysztof, któremu dziękuję za pożyczenie czołówki i pomoc. W końcu koniec - gdy zobaczyłam płaską ścieżkę rowerową buzia sama mi się śmiała - niemalże jak moja ,,Ziemia Obiecana":D
W końcu Puck. Mały przystanek aby się posilić, wypić coś ciepłego, uzupełnić zapasy energii. Każdy dzielił się tym co miał i to było miłe;] I dalej w trasę ścieżką rowerową.
Kawałek za Puckiem mój suport odmówił posłuszeństwa. (zdjęcie zrobione już następnego dnia jak przyjechałam do domu)
Pożegnałam się z ekipą tą która była bardziej z tyłu i ze smutną miną z buta wróciłam w stronę miasta mając nadzieję, że szybko znajdę dworzec i coś akurat będzie jechać w stronę Gdańska. Jednak godzina 23 nie napawała mnie optymizmem. Stało się inaczej.....
Spotkałam dwie miłe starsze panie które zapytałam się o drogę na dworzec. Tak się w czuły w całą sytuację, że niemalże chciały mnie u siebie przenocować, ale skończyło się na spaniu na plebani przy kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Dostałam wygodne łóżko, świeżą pościel, możliwość korzystania z łazienki, ręcznik, nawet proboszcz chciał przynieść telewizor abym nie nudziła się w taką noc - jednak za to podziękowałam. Ogólnie przesympatycznie zostałam przyjęta. Dałam znać Grupie, że już jestem bezpieczna, obdzwoniłam znajomych z życzeniami noworocznymi. O 24 popatrzyłam prze okno na pokaz fajerwerków i poszłam grzecznie spać, trochę z żalem w sercu, że nie jestem teraz na molo z całą ekipą....
Przed 8 wstałam na śniadanie, które zjadłam w towarzystwie gosposi, proboszcza oraz pieska który mieszkał na plebani. I całe śniadanie wpatrzony był we mnie błagalnymi oczami abym mu dała chociaż mały kawałek. Nie złamałam się....
Pożegnałam się, serdecznie podziękowałam za gościnę i poszłam na dworzec.
Miasto wyglądało jak wymarte, wszędzie walało się pełno śmieci, na ryneczku jeszcze unosił się odór rozlanego piwska pomieszanego z szampanem.... Samochodów brak, ludzi również. Na dworcu czekała tylko jedna osoba. Pociąg przyjechał punktualnie. W Gdyni Głównej miałam mieć 5 min do Skmki, niestety przyjechała za szybko, albo osobowy miał opóźnienie.... Kolejna za godzinę, nic to!! Z buta ruszyłam w stronę Gdańska... Wsiadłam dopiero w Redłowie.
I tak oto zakończyła się moja przygoda Sylwestrowej Nocy!!! Na pewno nie raz ją jeszcze będę miło wspominać!
Teraz znów czeka mnie naprawa rowerku! Kugu chwilowo uziemiony:D
Pomyślności w 2010 roku!!!! Pozdrower!!!
Nie brałam aparatu, dlatego muszę się posiłkować na zdjęciach wrzuconych przez innych uczestników wyprawy.
Relację oraz foty można znaleźć na tej stronie.
Trasa: Rumia- Osłonino- Rzucewo- Puck- Władysławowo- Chałupy- Kuźnice- Chałupy- Władysławowo- Puck- Żelistrzewo- Mrzezino- Rumia
Niestety z ekipą dojechałam tylko do Pucka, ale wszystko po kolei:D
Udało mi się namówić również na wyprawę koleżankę Kasię. O 19 wsiadamy w Skmkę na Politechnice, miłe zaskoczenie w ostatnim wagonie od Gdańska jadą pierwsi śmiałkowie wyprawy;) Ustawienie rowerów, przedstawienie się. Na kolejnych stacjach wsiadali następni uczestnicy:D
Punkt 20.00 ruszamy z Rumi w drogę. Jako grupa byliśmy nie lada atrakcją dla przechodniów, trochę ze zdziwieniem i niedowierzaniem odprowadzali nas wzrokiem - inni życzyli udanej wyprawy:D fajna sprawa:D
3km za Rumią niestety ekipa się uszczupla o Kasię, która jednak podejmuje decyzję o powrocie.
Reszta śmiałków jedzie dalej. I tu ma miejsce mój widowiskowy upadek:D
Droga generalnie cały czas biała, nagle widzę ciemną powierzchnię, myślę sobie, goła ziemia. Niestety okazało się to Czarnym Złem (czytaj lód) - moje ,,super ekstra, zimowe" opony nie dały rady:D leżałam jak długa.....;D Michał i Krzysiek pomogli mi się z tego pozbierać, na szczęście tylko delikatnie stłuczone lewe kolano - to jeszcze mogłam przeżyć, gorzej jak by poszła butelka szampana:D
Księżyc przyświecał drogę, jechało się rewelacyjnie. Do momentu gdy przyszła pora na Klify... Generalnie udało się, ale nie było łatwo! Dzielnie na końcu towarzyszył mi Krzysztof, któremu dziękuję za pożyczenie czołówki i pomoc. W końcu koniec - gdy zobaczyłam płaską ścieżkę rowerową buzia sama mi się śmiała - niemalże jak moja ,,Ziemia Obiecana":D
W końcu Puck. Mały przystanek aby się posilić, wypić coś ciepłego, uzupełnić zapasy energii. Każdy dzielił się tym co miał i to było miłe;] I dalej w trasę ścieżką rowerową.
Kawałek za Puckiem mój suport odmówił posłuszeństwa. (zdjęcie zrobione już następnego dnia jak przyjechałam do domu)
Rozwalony suport...© kuguar
Pożegnałam się z ekipą tą która była bardziej z tyłu i ze smutną miną z buta wróciłam w stronę miasta mając nadzieję, że szybko znajdę dworzec i coś akurat będzie jechać w stronę Gdańska. Jednak godzina 23 nie napawała mnie optymizmem. Stało się inaczej.....
Spotkałam dwie miłe starsze panie które zapytałam się o drogę na dworzec. Tak się w czuły w całą sytuację, że niemalże chciały mnie u siebie przenocować, ale skończyło się na spaniu na plebani przy kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Dostałam wygodne łóżko, świeżą pościel, możliwość korzystania z łazienki, ręcznik, nawet proboszcz chciał przynieść telewizor abym nie nudziła się w taką noc - jednak za to podziękowałam. Ogólnie przesympatycznie zostałam przyjęta. Dałam znać Grupie, że już jestem bezpieczna, obdzwoniłam znajomych z życzeniami noworocznymi. O 24 popatrzyłam prze okno na pokaz fajerwerków i poszłam grzecznie spać, trochę z żalem w sercu, że nie jestem teraz na molo z całą ekipą....
Przed 8 wstałam na śniadanie, które zjadłam w towarzystwie gosposi, proboszcza oraz pieska który mieszkał na plebani. I całe śniadanie wpatrzony był we mnie błagalnymi oczami abym mu dała chociaż mały kawałek. Nie złamałam się....
Pożegnałam się, serdecznie podziękowałam za gościnę i poszłam na dworzec.
Miasto wyglądało jak wymarte, wszędzie walało się pełno śmieci, na ryneczku jeszcze unosił się odór rozlanego piwska pomieszanego z szampanem.... Samochodów brak, ludzi również. Na dworcu czekała tylko jedna osoba. Pociąg przyjechał punktualnie. W Gdyni Głównej miałam mieć 5 min do Skmki, niestety przyjechała za szybko, albo osobowy miał opóźnienie.... Kolejna za godzinę, nic to!! Z buta ruszyłam w stronę Gdańska... Wsiadłam dopiero w Redłowie.
I tak oto zakończyła się moja przygoda Sylwestrowej Nocy!!! Na pewno nie raz ją jeszcze będę miło wspominać!
Teraz znów czeka mnie naprawa rowerku! Kugu chwilowo uziemiony:D
Pomyślności w 2010 roku!!!! Pozdrower!!!
Dane wycieczki:
Km: | 28.00 | Km teren: | 5.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |
Próba sił - podejście drugie/Kaszuby!
Sobota, 21 listopada 2009 | dodano:21.11.2009Kategoria 100.00 - 149.99 km, po 3M, W szponach Kugu, w towarzystwie, ostre ustwki
Chociaż jazda nie była tak dynamiczna jak wczorajsza - kontynuacja motywu muzycznego.
Dzisiejsza relacja będzie długa i nudna, ostrzegam na początku jeszcze można zrezygnować z czytania:D Żeby nie było, że nie uprzedzałam:D
Wczoraj wieczorem odezwał się do mnie Travis i zaproponował wyprawę na Kaszuby. Czytałam o tej ustawce ostrzaków, jednak znając swoje możliwości jazdy wiedziałam, że to raczej nie miejsce dla mnie - przynajmniej na razie! Jednak okazało się, że będą dwie grupy i jak coś mogę potowarzyszyć ,,góralom". Perspektywa normalnego tempa skusiła mnie. Miałam już plany trasy na sobotę, ale nic mnie nie powstrzymywało, aby je zmienić!!!
Rano jakieś pożywne śniadanie, na deser galaretka agrestowa, spakowanie plecaka z wszystkimi kluczami, dętkami, pompką.... i tym podobnymi rzeczami które mogłyby się przydać na trasie!
0 10 jestem przed Galerią. Grupa Ostrokołowców tym razem liczyła 5 osób + jeden kolega na góralu:)
Jeszcze godzinkę kręciliśmy się po sklepach rowerowych, a to kupić dętki albo pedał albo dokręcić suport i tak jakoś zeszło!
W końcu na trasę wyruszyliśmy przed 11. Słowackiego do góry na Rębiechowo - Banino - Miszewo - Hopy - Łebno - Luzino - Częstkowo - Szemud - Kielno - Chwaszczyno - Reja Sopot - Gdańsk.
To taki tylko zarys, a teraz trochę faktów:D
Nic nie wyszło z drugiej grupy na góralach, ponieważ przyjechał tylko jeden śmiałek - który musiał podporządkować się OK. Nie powiem to mnie też zmartwiło.
A to pierwszy przystanek. Grupa czekała na ostatniego lamera - czyli na mnie. No cóż na górkach po prostu się ślimaczyłam.
Chłopaki byli na tyle mili że co jakiś czas zatrzymywali się i czekali:D Może nie męczyłabym się tak gdyby nie ciągły wiatr w twarz;/ czasami czułam, że pedałuję, pedałuję i kurde nic, co za porażka.....;/
Górki niektóre naprawdę duże. O zgrozo i jedna większej od drugiej. Po drodze zaliczaliśmy kolejne sklepy aby uzupełnić zapasy wysokoenergetycznych produktów: a to banany albo czekolada, kto co lubi.... Nie wiem dokładnie gdzie ale po 30 km kolega na góralu odłączył się i wtedy dopiero zaczęła się ostra jazda.
W pewnym momencie chciałam zawrócić, miałam kryzys - nie wierzyłam, że dam radę, ale pod namową chłopaków postanowiłam jechać dalej. Obiecali, że nie będą tak pędzić - kłamali.....:D no dobra żartuję, eskortę miałam wyborną. Po bananie i 10 min odpoczynku siły wróciły.... nawet próbowałam prześcignąć Mateusza, ale kurcze trochę zabrakło! Jednak widziałam ten strach w oczach.... co będzie później;)
W Łebnie odłączył się Travis. Chciałam wrócić z nim do Gda, jednak nie było takiej opcji, Adam spieszył się, nie dałabym rady dorównać do jego tempa. Strach w oczach, czyli przede mną perspektywa kolejnych 2-3 h pedałowania, no nic - nie ma że boli, wiedziałam na co się piszę....
Ruszyliśmy dalej w trasę.
Teraz jechało się lepiej, wiatr w plecy, częściej zjazdy niż górki, rewelacja! Czasami jechaliśmy zwartą grupa, jednak większą część czasu rozciągnięci na 2-3 km i każdy jechał swoim tempem...
Jakieś 10 km od obwodnicy kolejny przystanek i ustalanie gdzie dokładnie jesteśmy i czy daleko jeszcze..... Niestety daleko, ale humory i tak dopisywały a perspektywa domu zaczynała rysować się coraz wyraźniej.
Od 70 km odnowił mi się ból w prawym kolanie, co nie podnosiło niestety komfortu jazdy, zmiana ustawienia siodła i dalej w drogę.
Tym razem zostałam na maxa w tyle, nawet sylwetki chłopaków nie majaczyły mi na horyzoncie, jechałam dalej. Przy dość sporym zjeździe zagapiłam się i wjechałam w dość porządna dziurę. No dobra jadę dalej....... ale nie za długo...... Przebiła się dętka w przednim kole;/
Zjeżdżam na pobocze i biorę się do pracy, mając nadzieję, że jednak moja nieobecność zostanie zauważona i ktoś wróci po mnie... Wiadomo pierwszy raz zmiany dętki musi kiedyś nastąpić, ale czemu akurat teraz gdy ściemniało się i spieszyło mi się do domu;/
W końcu się udało! Zadowolona, że mogę jechać. Jednak coś mi nie grało jak prowadziłam rower - patrze i mówię już sama do siebie: Nie wierze!!!! W tylnym kole tez fakt;/ No kurde!!!!! co jest grane! głupia dziura, żeby dwa koła załatwić.
Dobrze, że miałam dwie dętki ze sobą. Zabrałam się za zmienianie drugiej. Tym razem to już była brudna robota, łańcuch zrobił swoje.
Za drugim razem szło mi o dziwo gorzej, kurde przydałaby się jakaś pomoc, a tu nic;/ Gdy już montowałam koło w widełkach zauważyłam Mateusza. A jednak pamiętali!!
Dzięki wielkie za to!
W miarę mocno się już ściemniło, czołówki poszły w ruch.
Po ponad półgodzinnym odpoczynku miałam niezłe tempo, spieszyło mi się do domu, jednak ciągle kolano gdzieś tam czułam i to z każdym km mocniej.
Tym razem już cały czas jechaliśmy zwartą grupą, abym się drugi raz nie zgubiła...
Na Spacerowej wjechaliśmy w lasy i ul. Reja zjechaliśmy do Sopotu. Ostatni postój przy stacji.
Niestety zabrakło Adama brązowo - złotego ostrzaka.
Teraz ,,pędem" do domu.
Jeszcze raz dzięki za wyprawę i moc wrażeń!!
Sorki za zaniżanie średniej;p
Dzisiejsza relacja będzie długa i nudna, ostrzegam na początku jeszcze można zrezygnować z czytania:D Żeby nie było, że nie uprzedzałam:D
Wczoraj wieczorem odezwał się do mnie Travis i zaproponował wyprawę na Kaszuby. Czytałam o tej ustawce ostrzaków, jednak znając swoje możliwości jazdy wiedziałam, że to raczej nie miejsce dla mnie - przynajmniej na razie! Jednak okazało się, że będą dwie grupy i jak coś mogę potowarzyszyć ,,góralom". Perspektywa normalnego tempa skusiła mnie. Miałam już plany trasy na sobotę, ale nic mnie nie powstrzymywało, aby je zmienić!!!
Rano jakieś pożywne śniadanie, na deser galaretka agrestowa, spakowanie plecaka z wszystkimi kluczami, dętkami, pompką.... i tym podobnymi rzeczami które mogłyby się przydać na trasie!
0 10 jestem przed Galerią. Grupa Ostrokołowców tym razem liczyła 5 osób + jeden kolega na góralu:)
Jeszcze godzinkę kręciliśmy się po sklepach rowerowych, a to kupić dętki albo pedał albo dokręcić suport i tak jakoś zeszło!
W końcu na trasę wyruszyliśmy przed 11. Słowackiego do góry na Rębiechowo - Banino - Miszewo - Hopy - Łebno - Luzino - Częstkowo - Szemud - Kielno - Chwaszczyno - Reja Sopot - Gdańsk.
To taki tylko zarys, a teraz trochę faktów:D
Nic nie wyszło z drugiej grupy na góralach, ponieważ przyjechał tylko jeden śmiałek - który musiał podporządkować się OK. Nie powiem to mnie też zmartwiło.
A to pierwszy przystanek. Grupa czekała na ostatniego lamera - czyli na mnie. No cóż na górkach po prostu się ślimaczyłam.
Chłopaki byli na tyle mili że co jakiś czas zatrzymywali się i czekali:D Może nie męczyłabym się tak gdyby nie ciągły wiatr w twarz;/ czasami czułam, że pedałuję, pedałuję i kurde nic, co za porażka.....;/
Górki niektóre naprawdę duże. O zgrozo i jedna większej od drugiej. Po drodze zaliczaliśmy kolejne sklepy aby uzupełnić zapasy wysokoenergetycznych produktów: a to banany albo czekolada, kto co lubi.... Nie wiem dokładnie gdzie ale po 30 km kolega na góralu odłączył się i wtedy dopiero zaczęła się ostra jazda.
W pewnym momencie chciałam zawrócić, miałam kryzys - nie wierzyłam, że dam radę, ale pod namową chłopaków postanowiłam jechać dalej. Obiecali, że nie będą tak pędzić - kłamali.....:D no dobra żartuję, eskortę miałam wyborną. Po bananie i 10 min odpoczynku siły wróciły.... nawet próbowałam prześcignąć Mateusza, ale kurcze trochę zabrakło! Jednak widziałam ten strach w oczach.... co będzie później;)
W Łebnie odłączył się Travis. Chciałam wrócić z nim do Gda, jednak nie było takiej opcji, Adam spieszył się, nie dałabym rady dorównać do jego tempa. Strach w oczach, czyli przede mną perspektywa kolejnych 2-3 h pedałowania, no nic - nie ma że boli, wiedziałam na co się piszę....
Mapka poglądowa© kuguar
Ruszyliśmy dalej w trasę.
Teraz jechało się lepiej, wiatr w plecy, częściej zjazdy niż górki, rewelacja! Czasami jechaliśmy zwartą grupa, jednak większą część czasu rozciągnięci na 2-3 km i każdy jechał swoim tempem...
No to gdzie jesteśmy....© kuguar
Daleko jeszcze......© kuguar
Jakieś 10 km od obwodnicy kolejny przystanek i ustalanie gdzie dokładnie jesteśmy i czy daleko jeszcze..... Niestety daleko, ale humory i tak dopisywały a perspektywa domu zaczynała rysować się coraz wyraźniej.
Od 70 km odnowił mi się ból w prawym kolanie, co nie podnosiło niestety komfortu jazdy, zmiana ustawienia siodła i dalej w drogę.
Tym razem zostałam na maxa w tyle, nawet sylwetki chłopaków nie majaczyły mi na horyzoncie, jechałam dalej. Przy dość sporym zjeździe zagapiłam się i wjechałam w dość porządna dziurę. No dobra jadę dalej....... ale nie za długo...... Przebiła się dętka w przednim kole;/
Zjeżdżam na pobocze i biorę się do pracy, mając nadzieję, że jednak moja nieobecność zostanie zauważona i ktoś wróci po mnie... Wiadomo pierwszy raz zmiany dętki musi kiedyś nastąpić, ale czemu akurat teraz gdy ściemniało się i spieszyło mi się do domu;/
Zabawę czas zacząć.....© kuguar
W końcu się udało! Zadowolona, że mogę jechać. Jednak coś mi nie grało jak prowadziłam rower - patrze i mówię już sama do siebie: Nie wierze!!!! W tylnym kole tez fakt;/ No kurde!!!!! co jest grane! głupia dziura, żeby dwa koła załatwić.
Dobrze, że miałam dwie dętki ze sobą. Zabrałam się za zmienianie drugiej. Tym razem to już była brudna robota, łańcuch zrobił swoje.
Za drugim razem szło mi o dziwo gorzej, kurde przydałaby się jakaś pomoc, a tu nic;/ Gdy już montowałam koło w widełkach zauważyłam Mateusza. A jednak pamiętali!!
Dzięki wielkie za to!
Ekipa w komplecie© kuguar
W miarę mocno się już ściemniło, czołówki poszły w ruch.
Po ponad półgodzinnym odpoczynku miałam niezłe tempo, spieszyło mi się do domu, jednak ciągle kolano gdzieś tam czułam i to z każdym km mocniej.
Tym razem już cały czas jechaliśmy zwartą grupą, abym się drugi raz nie zgubiła...
Na Spacerowej wjechaliśmy w lasy i ul. Reja zjechaliśmy do Sopotu. Ostatni postój przy stacji.
Rumaki© kuguar
Niestety zabrakło Adama brązowo - złotego ostrzaka.
Teraz ,,pędem" do domu.
Jeszcze raz dzięki za wyprawę i moc wrażeń!!
Sorki za zaniżanie średniej;p
Dane wycieczki:
Km: | 100.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:13 | km/h: | 19.17 |
Pr. maks.: | 50.49 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |
Kręcenie na Reja + ustawka
Piątek, 13 listopada 2009 | dodano:13.11.2009Kategoria 0.00 - 49.99 km, po 3M, W szponach Kugu, w towarzystwie, ostre ustwki
Do tego głośniki muszą być naprawdę mocno podkręcone:D
Dzisiaj naprawdę było ciężko, po południu na rowerku do Siostry! Nie ma to jak zjeść tosty przed dłuższą jazdą:D
Plan na wieczór był szatański: dwie godziny przed planowaną ustawką - z Adamem wyskoczyliśmy na Reja do Sopotu: ciemno, cisza - oświetlenie przy rowerach było, ale marne;) Podjechaliśmy łagodniejszą nitką, a tą gorszą częścią powrót;) No dobra - ślimaczyłam się, jechałam na ,,ręcznym". W dzień może bym się rozpędziła, ale w ciemności - nigdy w życiu!!! Jakoś się udało, ale pierwsza wywrotka na Kugu zaliczona, baranek porysowany - eh to musiało się kiedyś stać;) na szczęście sama nie ucierpiałam:)
Później mały przystanek przy sklepie - uzupełnienie zapasów i pędem wzdłuż morza do miejsca spotkania.
Grupa śmiałków liczyła 4 osoby. Na początku małe zmiany ustawień w sprzęcie i w drogę! Miasto jest nasze - no może reszty, bo na pewno nie moje, ciągnęłam się na samym, szarym końcu, ale nie dawałam za wygraną:) Na parkingu podziemnym - pokaz umiejętności - naprawdę było na co popatrzeć! Mała sesja zdjęciowa - jak dobrze, że Damian miał aparat ze sobą - jednak zdjęcia wrzucę jak je dostanę!
Następnie kierunek Wrzeszcz, gdzie powoli ekipa się zmniejszała, najpierw Adam na Miszewskiego się odłączył. Do Klinicznej miałam wyborną eskortę: dziękuję Panowie:D
Adam i Damian pojechali w swoją stronę - a ja myk i do domu!
Przyjechałam zmęczona, ale zadowolona!
Pozdrawiam!
Dzisiaj naprawdę było ciężko, po południu na rowerku do Siostry! Nie ma to jak zjeść tosty przed dłuższą jazdą:D
Plan na wieczór był szatański: dwie godziny przed planowaną ustawką - z Adamem wyskoczyliśmy na Reja do Sopotu: ciemno, cisza - oświetlenie przy rowerach było, ale marne;) Podjechaliśmy łagodniejszą nitką, a tą gorszą częścią powrót;) No dobra - ślimaczyłam się, jechałam na ,,ręcznym". W dzień może bym się rozpędziła, ale w ciemności - nigdy w życiu!!! Jakoś się udało, ale pierwsza wywrotka na Kugu zaliczona, baranek porysowany - eh to musiało się kiedyś stać;) na szczęście sama nie ucierpiałam:)
Adam i jego popisy na Reja!© kuguar
Później mały przystanek przy sklepie - uzupełnienie zapasów i pędem wzdłuż morza do miejsca spotkania.
Ustawka© kuguar
Grupa śmiałków liczyła 4 osoby. Na początku małe zmiany ustawień w sprzęcie i w drogę! Miasto jest nasze - no może reszty, bo na pewno nie moje, ciągnęłam się na samym, szarym końcu, ale nie dawałam za wygraną:) Na parkingu podziemnym - pokaz umiejętności - naprawdę było na co popatrzeć! Mała sesja zdjęciowa - jak dobrze, że Damian miał aparat ze sobą - jednak zdjęcia wrzucę jak je dostanę!
Następnie kierunek Wrzeszcz, gdzie powoli ekipa się zmniejszała, najpierw Adam na Miszewskiego się odłączył. Do Klinicznej miałam wyborną eskortę: dziękuję Panowie:D
Adam i Damian pojechali w swoją stronę - a ja myk i do domu!
Przyjechałam zmęczona, ale zadowolona!
Pozdrawiam!
Dane wycieczki:
Km: | 44.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |
Niepodległościowo....:)
Środa, 11 listopada 2009 | dodano:11.11.2009Kategoria 0.00 - 49.99 km, po 3M, W szponach Kugu, w towarzystwie, ostre ustwki
Dzisiaj skoro Dzień Niepodległości, coś po Polsku:):)
Plan na dzisiaj nie został wykonany, 50 nie osiągnięta, ale i tak z tego dystansu jestem zadowolona!
Jazda w towarzystwie Adama - Travisa do Gdyni na Bieg Niepodległości. Na ścieżce wzdłuż morza trochę prędkość wzrosła, ale też nie na długo - siły musiałam jeszcze zostawić na powrót;)
Plan był aby dotrzeć na 13 - jednak godzina startu została przesunięta na 13.20, tulu chętnych!! w końcu wystartowali! Oni w jedną a my w przeciwną znaleźć miejsce gdzie można byłoby wypić ciepłą herbatę!
Później w drogę powrotną! Od Gdyni ćmiło mnie prawe kolano - w domu maści posżły w ruch i przeszło. Po drodze na chwilę zajechaliśmy do Adama - dokręcił mi stery (ciągle się luzują - wszystko przez farbę która wyciera się ze środka). Na węźle Kliniczna/Hallera każdy pojechał w swoją stronę.
Zdjęć brak - nie dlatego, że zapomniałam aparatu, po prostu jakoś nie złożyło się:)
Pozdrawiam!
Plan na dzisiaj nie został wykonany, 50 nie osiągnięta, ale i tak z tego dystansu jestem zadowolona!
Jazda w towarzystwie Adama - Travisa do Gdyni na Bieg Niepodległości. Na ścieżce wzdłuż morza trochę prędkość wzrosła, ale też nie na długo - siły musiałam jeszcze zostawić na powrót;)
Plan był aby dotrzeć na 13 - jednak godzina startu została przesunięta na 13.20, tulu chętnych!! w końcu wystartowali! Oni w jedną a my w przeciwną znaleźć miejsce gdzie można byłoby wypić ciepłą herbatę!
Później w drogę powrotną! Od Gdyni ćmiło mnie prawe kolano - w domu maści posżły w ruch i przeszło. Po drodze na chwilę zajechaliśmy do Adama - dokręcił mi stery (ciągle się luzują - wszystko przez farbę która wyciera się ze środka). Na węźle Kliniczna/Hallera każdy pojechał w swoją stronę.
Zdjęć brak - nie dlatego, że zapomniałam aparatu, po prostu jakoś nie złożyło się:)
Pozdrawiam!
Dane wycieczki:
Km: | 40.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |
praca i popołudniowy sponton
Wtorek, 10 listopada 2009 | dodano:10.11.2009Kategoria 0.00 - 49.99 km, po 3M, praca - sama przyjemność, W szponach Kugu, w towarzystwie
Chciałam coś mocniejszego, ale skoro już prawie noc to nie ma co ciszy nocnej zakłócać jakimiś ,,szarpidrutami"
Dziś krótko, śpiąca jestem przeogromnie;/
Do pracy odważyłam dzisiaj się pojechać na Kugu, co okazało się dobrym wyjściem, na miejscu byłam 5.50:D
Po robocie do Siostry na obiad, który niestety coś mi zaszkodził, żołądek po godzinie odmówił mi posłuszeństwa:/
Miałam jechać do serwisu spr czy są nowe miseczki do suportu, ale plan uległ zmianie i przegoniona zostałam po Gdańsku przez Adama. Nie powiem mogłam zobaczyć na co stać Kugu, ale chyba moje możliwości okazały się trochę mniejsze;/ oj jeszcze dużo pracy przede mną.
Później do domu odstawić rower i z kuzynką do kina.
Wieczorem czyszczenie roweru, smarowanie łańcucha i spać;p
A jutro może stuknie 50 km, kto to wie....:)
Pozdrower!!
Dziś krótko, śpiąca jestem przeogromnie;/
Do pracy odważyłam dzisiaj się pojechać na Kugu, co okazało się dobrym wyjściem, na miejscu byłam 5.50:D
Kugu w pracy© kuguar
Po robocie do Siostry na obiad, który niestety coś mi zaszkodził, żołądek po godzinie odmówił mi posłuszeństwa:/
Miałam jechać do serwisu spr czy są nowe miseczki do suportu, ale plan uległ zmianie i przegoniona zostałam po Gdańsku przez Adama. Nie powiem mogłam zobaczyć na co stać Kugu, ale chyba moje możliwości okazały się trochę mniejsze;/ oj jeszcze dużo pracy przede mną.
Później do domu odstawić rower i z kuzynką do kina.
Wieczorem czyszczenie roweru, smarowanie łańcucha i spać;p
A jutro może stuknie 50 km, kto to wie....:)
Pozdrower!!
Dane wycieczki:
Km: | 29.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |
To już jest koniec....:)
Piątek, 6 listopada 2009 | dodano:07.11.2009Kategoria 0.00 - 49.99 km, W szponach Kugu, majstrowanie, w towarzystwie
W końcu nastał ten dzień, doczekałam się!!!
Rano tak jak planowałam na 6 do pracy, udało się nie zaspać:) Z całym plecakiem w którym dźwigałam elementy układanki OK aby od razu po pracy pojechać do Adama i u niego wszystko złożyć, ale po kolei:)
Koło 10 zadzwoniłam do serwisu aby powiedzieć im jak wygląda sprawa z kołami, niestety nie mieli na stanie żadnych cieńszych, ewentualnie sprowadziliby na wt/śr - co nie baaardzo mnie urządzało:) Na szczęście Adam z chęcią zrobił zwiad w Wrzeszczowskich sklepach rowerowych i nawet miałam wybór w oponkach:)
Po pracy od razu pojechałam oddać ,,grubaśne" opony i dętki, na szczęście bez problemu kaskę dostałam z powrotem:) Później do Wrzeszcza spotkać się z Adamem i kupić nowe opony. Wybór padł na Schwalbe Stelvio zwijane 1.1:D rewelacyjnie cienkie w porównaniu do tych topornych niby 1.5:)
Przy okazji skusiłam się na czarny dzwonek, co by mieć czym dzwonić na przechodniów:)
Po zakupach od razu do Adama w końcu złożyć elementy tej układanki:) Plan był taki aby skończyć o 19 a wyszło jak zawsze zupełnie inaczej.
Głównym mechanikiem był Adam - któremu dziękuję za to że pomógł mi w tym wszystkim i tak dzielnie pokonywał kolejne napotkane przeszkody - a naprawdę nie było ich mało!!:)
Pierwsza to ściągnięcie z widelca nakrętek przy zamalowanym gwincie. Nie obyło się bez użycia ciężkiego sprzętu - imadło poszło w ruch;)
Imadło przyjaciel rowerzysty - jak się okazało tego wieczoru nie raz zostało jeszcze użyte;)
Ale do pokonania był kolejny problem, zdrapania farby, która przy malowaniu proszkowym trzymała się naprawdę mocno!!
Czarne zło!!© kuguar
Ale i na to znalazł się domowy genialny sposób:D Zapalniczka okazała się mini palnikiem do metalu, a później nóż i powolutku jakoś nakrętka przeszła przez ten niewdzięczny dystans na gwincie:) Zwycięstwo!!!
Zapalniczka - mała rzecz a cieszy;)© kuguar
Wydawałoby się, że z górki - chwilę może tak... Adam założył oponę na przednie koło - tylne należało do mnie;)
Gdy zakładałam, podczas pracy strasznie pilnowała mnie Felicja, czy dobrze wpycham dętkę, czy równo się rozłożyła! Żadna fuszerka nie mogła mieć miejsca.
Trochę czasu zeszło nad montowanie sterów, warstwa lakieru uniemożliwiała wbicie ich na właściwe miejsca. Lakier musiał zostać zeszlifowany! Z pilnikiem tego wieczoru wyjątkowo się polubiliśmy!! Młotek oczywiście też odegrał swoją rolę. A to już efekt:
W pokoju jednak jednemu osobnikowi wszystko było obojętne:
Pier.....ę!!!! Nie robię!!© kuguar
Później Adam dalej montował kolejne rzeczy:
Z problemów które stanęły na drodze to: krzywa śruba mocująca w hamulcu, kierownica po zamontowaniu ciągle się ślizgała, trzeba było z piłować farbę, aby powierzchnia stawiała większy opór, ciągle coś.
Koniec pracy godzina 22.15;D
A o to efekt finalny ostatnich miesięcy i tego dzisiejszego dnia!!!
Adam w szponach Kugu© kuguar
Jeszcze raz wielkie dzięki za tak dużą pomoc!!!!
O.K jest OK!© kuguar
I w końcu moja pierwsza jazda:) Dostałam lampkę przednią i tylną (Obiecuję - jutro oddam) aby w miarę bezpiecznie dotrzeć do domu:)
Jechało się bajecznie, przez ten odcinek ani razu nie pomyślałam aby użyć hamulca ręcznego, może go wymontuję - ale obiecałam Tacie że będę miała chociaż przedni!!! jak sprawdzi to będzie lipa.
Marzenie!!!! Rower toczył się lekko, przełożenie 3.0 wydawało się odpowiednie.
Korekta: Przełożenie 48/17 czyli trochę miększe. Na 3.0 przyjdzie jeszcze czas:)
A to już Kugu w pokoju gdzie jego miejsce, w przyszłości zawiśnie na hakach na ścianie, ale to dopiero za jakiś czas:)
Kugu - ostre koło© kuguar
Teraz tylko jeździć!!! Chociaż czeka mnie jeszcze kilka drobnych zmian, jednak mogę powiedzieć, że praca dobiegła końca, od dziś może być tylko lepiej!!
Dane wycieczki:
Km: | 5.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Kugu - ostre koło |